10.09.2013 Views

Spadkobiercy Winneto..

Spadkobiercy Winneto..

Spadkobiercy Winneto..

SHOW MORE
SHOW LESS

Create successful ePaper yourself

Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.

którzy podnieśli rękę na Okih-czin-czę i wrzucili go do wody. Zwołamy sąd preriowy dla<br />

wyznaczenia im odpowiedniej kary. Prosimy, byście zasiedli w gronie sędziów.<br />

Profesor odnosił się do wodzów z najwyższym szacunkiem.<br />

— Pokażcie ich! — rozkazał Algongka.<br />

Ludzie rozstąpili się, aby wodzowie mogli nas zobaczyć. To byli przywódcy w dawnym<br />

dobrym stylu! Bez śladu jakiegokolwiek zaskoczenia, zupełnie tak, jakby wczoraj się z nami<br />

rozstali, ucałowali rękę Serduszku, uścisnęli moją i zwrócili się znowu do profesorów.<br />

— O żadnych włóczęgach nie ma tu mowy — oświadczył Atabaska. — To państwo<br />

Burtonowie, których darzymy szacunkiem i miłością. Kto ich obraża, mnie obraża! Howgh!<br />

— Słusznie! — zawtórował mu Algongka. — Kto ich obraża, mnie obraża! Howgh!<br />

— Ten Burton wrzucił mnie do wody! — zawołał żałosnym głosem Paper.<br />

Atabaska zdawał się jednak już wiedzieć, z kim ma do czynienia. Zapytał z wyraźną nutą<br />

ironii i lekceważenia:<br />

— Czy mógł pan utonąć?<br />

— Oczywiście!<br />

— A czy pan utonął?<br />

— Nie.<br />

— Pan Burton musiał mieć swoje powody. Niech pan tam pójdzie z powrotem i skoczy<br />

do wody. Jeśli pan utonie, rachunek będzie wyrównany!<br />

Okih-czin-cza przestał więc liczyć się jako problem. Profesor Summer poczuł się jednak<br />

urażony w swej godności zastępcy przewodniczącego. Jako teoretyk niewiele mógł<br />

przeciwstawić tym dwóm pełnym mocy osobowościom, które przeszły trudną szkołę<br />

praktycznego życia. Wodzowie budzili w nim mimowolny szacunek i to go również złościło.<br />

Dlatego spróbował rzucić na szalę swój autorytet i powiedział:<br />

— Chciałbym zwrócić waszą uwagę, panowie, na fakt, że zgodnie z naszymi prawami<br />

biali nie mają wstępu na Górę <strong>Winneto</strong>u. A to są właśnie biali!<br />

Profesor mówił dość ostrym tonem. Wyglądało na to, że doszło tu już do pewnych<br />

kontrowersji, o których na razie niczego jeszcze nie wiedzieliśmy.<br />

Atabaska wyprostował się na całą swoją wysokość. Kiedy odpowiadał pytaniem na jego<br />

wargach błąkał się ironiczny uśmieszek:<br />

— Czy wolno spytać, od kogo pochodzą te prawa?<br />

— Od nas, od komitetu! Ustanowiliśmy je nie bez przyczyny i nie bez zastanowienia!<br />

— A od kogo pochodzi komitet? Kto go ustanowił? Kto udzielił mu władzy, kto dał mu<br />

prawo stanowienia przepisów i pilnowania, by ich przestrzegano? Czy możecie powołać się<br />

na autorytet Boga lub Stanów Zjednoczonych? Nie! Jesteście komitetem, który powstał z<br />

łaski Old Surehanda i Apanaczki. Niczym więcej! Sami siebie wybraliście. Przybyliśmy<br />

jednak, by ten wybór i te przepisy zweryfikować!<br />

Mówił z ogromną powagą i godnością, niczym król. Z takim dostojeństwem żaden z<br />

profesorów nie miał nic wspólnego. Wódz rozejrzał się dookoła i mówił dalej:<br />

— Oto plac narad, na którym ma się rozstrzygnąć przyszłość czerwonej rasy. Kim są<br />

ludzie, którzy mają o niej decydować? Widzę tu dwadzieścia miejsc siedzących. Pięć z nich<br />

jest nieco wyższych od pozostałych. Dla kogo są przeznaczone?<br />

— Dla nas, dla komitetu.<br />

— A reszta?<br />

— Dla wodzów zaproszonych na naradę.<br />

— Jacy to wodzowie?

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!