Spadkobiercy Winneto..
Spadkobiercy Winneto..
Spadkobiercy Winneto..
Create successful ePaper yourself
Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.
— Niech pan zsiądzie! — krzyknął do mnie Howe. — Bardzo się nam pan spodobał,<br />
panie Burton! Dostanie pan i konie, i muły, i siodła! Może nawet za darmo!<br />
— Za darmo? W jaki sposób? — spytałem ogromnie zdziwiony.<br />
— Chcemy zobaczyć jak pan jeździ! Na koniach i na mułach! Osiodłamy panu teraz<br />
wszystkie sześć zwierząt! Dosiadać je pan będzie na zewnątrz i potem będzie pan, wjeżdżał<br />
galopem tu do środka, ale nie przez furtkę, lecz przez mur.<br />
— A więc trzeba będzie skakać?<br />
— Tak. Czy ośmieli się pan?<br />
— Czemu nie? Sami mnie panowie zapewniliście, że jestem dobrym jeźdźcem! Czy<br />
można w ogóle spaść mając nogi w strzemionach a wodze w dłoni?<br />
— Ma się rozumieć, że nie! — zaśmiał się, a pozostali zawtórowali mu rżącym głosem.<br />
— A więc każdy koń i każdy muł, który przeskoczy przez mur nie złamawszy przy tym karku<br />
i nie zrzuciwszy jeźdźca na ziemię, należy do pana!<br />
— Czy mogę zdjąć kapelusz i marynarkę?<br />
Jego kompani dosłownie pokładali się ze śmiechu, ale on sam opanował się i powiedział:<br />
— Może pan z siebie zdjąć lub nałożyć, co się panu żywnie podoba. Nawet jeśli pan<br />
przebierze się za klowna czy głupiego Jasia nie będziemy mieli nic przeciwko temu. Teraz<br />
powiem jednak od czego zależeć będzie cała transakcja. Musi pan wyłożyć swoje dwieście<br />
pięćdziesiąt dolarów. Jeśli przeskoczy pan sześć razy dostanie je pan z powrotem razem ze<br />
zwierzętami. Jeśli nie, pieniądze należą do nas. Chyba pan rozumie, inny układ byłby dla nas<br />
nie do przyjęcia?<br />
— Oczywiście! Wy ryzykujecie swoimi końmi, więc ja również muszę czymś<br />
ryzykować. Wprawdzie wszystkie wasze konie razem wzięte nie są warte tych pieniędzy, ale<br />
znajcie mój gest!<br />
Znowu zagrzmiał śmiech, a Howe rzekł:<br />
— Słusznie, słusznie! A ponieważ nasze konie i muły są już do pańskiej dyspozycji,<br />
winien pan natychmiast wyłożyć całą sumę.<br />
— Zrobię to natychmiast po spisaniu umowy.<br />
— Umowy? — spytał zdziwiony.<br />
— Oczywiście! Umowy! Nasłuchałem się najrozmaitszych rzeczy o handlarzach końmi i<br />
wiem, jak trzeba się w stosunkach z nimi zabezpieczać i asekurować.<br />
— Ale my nie jesteśmy handlarzami lecz artystami!<br />
— Wszystko jedno! To jest handel końmi, bez względu na to, kim lub czym jesteśmy!<br />
— Well! Zgoda! Papier!<br />
— Ja podyktuję! — powiedziałem.<br />
Zsiadłem, a raczej zsunąłem się niezdarnie z konia. Howe usiadł przy stole i napisał<br />
słowo w słowo podyktowaną mu treść umowy. Uważał, że może bezkarnie podpisać<br />
wszystko; nie ulegało bowiem dla niego najmniejszej wątpliwości, że już przy pierwszych<br />
krokach wylecę z siodła. Dyktowałem podniesionym głosem, gdyż chciałem, by świadkowie,<br />
których dojrzałem w naszych oknach, wszystko dokładnie słyszeli i zrozumieli. Dodałem<br />
zastrzeżenie, że pieniądze zostaną zdeponowane u osoby trzeciej, a mianowicie u pana<br />
Papperrnanna i że on też osiodła wybrane przeze mnie konie i muły. Howe był na tyle pewny<br />
swego, że bez wahania wyraził na to zgodę. Potem podpisaliśmy się pod umową, najpierw oni<br />
wszyscy, a na końcu ja. Podałem papier staremu westmanowi, a on włożył go do kieszeni. Od<br />
tej chwili mogłem już właściwie uważać tych sześć wspaniałych zwierząt za swoją własność.<br />
Wyciągnąłem portfel i wręczyłem Pappermannowi uzgodnioną sumę. Serduszko uśmiechała<br />
się leciutko. Skinęła mi po kryjomu głową. Siedzący przy stole Indianin na tyle już doszedł