Spadkobiercy Winneto..
Spadkobiercy Winneto..
Spadkobiercy Winneto..
Create successful ePaper yourself
Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.
z inżynierem. Wróciła do domu wieczorem i zakomunikowała mi, że ludzie zbierają się już<br />
przy wodospadzie. Zjadłszy kolację udałem się tam i ja w towarzystwie Tatella-Saty i<br />
Młodego Orła. Pappermann, Inczu-inta i inni byli już na miejscu.<br />
Tatella-Sata omówił już ze mną wszystko i wydał odpowiednie polecenia. Robotnicy<br />
mieli być zgromadzeni w pobliżu posągu. Zwykłych widzów kierowano na wielki,<br />
mieszczący tysiące ludzi plac przed pomnikiem, który ciągnął się aż do "diabelskich ambon".<br />
Na te ostatnie wstęp mieli tylko młodsi i starsi wodzowie. Pomiędzy robotnikami a widzami<br />
stanął potrójny kordon uzbrojonych w rewolwery <strong>Winneto</strong>u, którzy mieli zapanować nad<br />
robotnikami, gdyby przyszło im do głowy postąpić według planu Darky'ego i czterech<br />
sprzymierzonych wodzów.<br />
Wspomnieć należy, że w dniu dzisiejszym przybyły pierwsze transporty konne, które<br />
miały zaopatrywać oczekiwane tłumy gości w prowiant i inne niezbędne artykuły. Wraz z<br />
tymi transportami przyjechał również spory zastęp samych pielgrzymów, którzy z<br />
entuzjazmem przyjęli wiadomość, że już najbliższego wieczoru obejrzą widowisko świetlne z<br />
ich ukochanym, kamiennym <strong>Winneto</strong>u w roli głównej. Zgromadzili się już na placu, tak że<br />
widownię można było właściwie uznać za zapełnioną. Wodzowie mieli zająć miejsca na<br />
ambonach lub w ich pobliżu. Ambony oznaczono w następujący sposób: po lewej stronie<br />
drogi znajdowała się ambona pierwsza i druga, po prawej ambona trzecia i czwarta. Z<br />
ambony pierwszej słychać było to, co się mówi na trzeciej, z ambony drugiej to, co się mówi<br />
na czwartej. Oczywiście? dźwięk biegł też w kierunku odwrotnym, tak że z ambony trzeciej<br />
można było podsłuchiwać pierwszą, a z czwartej drugą. Chcąc słyszeć czterech<br />
sprzymierzonych, wrogich nam wodzów a samemu usadawiając się na ambonie pierwszej,<br />
musiałem skierować ich na trzecią. Wprawdzie i oni mogli z niej nas słyszeć, ale by uporać<br />
się z tym problemem wystarczyło ściszyć głos do szeptu, a głośno mówić to tylko, co<br />
przeznaczone było dla nieprzyjaciół. Co do drugiej pary ambon, to zajęta miała być tylko<br />
czwarta. Drugą pozostawiliśmy pustą.<br />
Kiedy dostaliśmy się na plac, oświetlony był on tylk0 prowizorycznie i to nie za pomocą<br />
nafty, lecz wyłącznie prądu elektrycznego. Zważywszy na ogromne ilości wytwarzanej na<br />
wodospadach energii elektrycznej było tak zarówno wygodniej, jak i taniej. Ludzie rozstąpili<br />
się, by dopuścić nas do pierwszej ambony. To od jej podnóża tajemne przejście wiodło w głąb<br />
jaskini. Przy ambonie powitali nas zaprzyjaźnieni wodzowie. Obecni byli wszyscy, nawet<br />
stuletni Awath-Niah. Kazałem im przedtem powiedzieć, by nie wchodzili na ambonę, lecz<br />
usadowili się u jej podnóża. Uczynili tak nie znając powodów. Pospieszyłem teraz, by im je<br />
wyjaśnić. Ze zdumieniem przyjęli wiadomość, że chodzi o rozwiązanie starej, znanej<br />
wszystkim zagadki. Poprosiłem, aby weszli teraz na górę i zachowywali się bardzo cicho<br />
rozmawiając tylko z ręką przyłożoną do ust. Oznajmiłem, że udaję się na rozmowę do<br />
naszych nieprzyjaciół, i że pozostając tutaj będą mogli usłyszeć każde słowo.<br />
Stary Kiktahan Szonka siedział już na trzeciej ambonie ze swoimi kamratami.<br />
Wzniesienie otoczone było na mój rozkaz kordonem uzbrojonych <strong>Winneto</strong>u. Kazałem im<br />
uważać zebrane na ambonie osoby za więźniów i nie dopuścić do oddalenia się żadnej z nich<br />
bez mojego wyraźnego pozwolenia. Potem wszedłem na górę.<br />
— Old Shatterhand! — zawołał na mój widok stary Tangua, który pierwszy mnie<br />
rozpoznał.<br />
— Tak, to ja — odpowiedziałem głośno. — Przyszedłem wam o czymś powiedzieć,<br />
abyście nie czekali na próżno. Czy wiecie już, że wasz przyjaciel Darky uciekł?<br />
— Wiemy — odparł To-kei-czun. — Ale Darky to dla nas żaden przyjaciel.<br />
— A jednak! — zaprzeczyłem. — Zdarzyło się, że wczoraj przechodziłem pod otwartym<br />
oknem kantyny, za którym omawialiście plan na dzisiaj.<br />
— Uff, uff! — krzyknął przerażony. Mówiłem dalej: