10.09.2013 Views

Spadkobiercy Winneto..

Spadkobiercy Winneto..

Spadkobiercy Winneto..

SHOW MORE
SHOW LESS

Create successful ePaper yourself

Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.

możliwości stara się tego unikać. Wsiedliśmy więc wszyscy na konie i dojechawszy do stawu<br />

przedostaliśmy się na drugą stronę. Pappermann zabrał konie z powrotem, a my zeszliśmy<br />

wzdłuż małego strumyka w dół aż do miejsca, w którym wczoraj skręciliśmy ze szlaku do<br />

Diabelskiej Ambony. Stąd prowadził nas najpierw szerszy strumień, ale tylko do momentu, w<br />

którym stał się zbyt wartki spływając w kaskadach po stromym zboczu w dolinę. Tak szybko<br />

zejść nie mogliśmy. Szliśmy więc szerokimi wygodnymi zakosami, zauważając przy tym, że<br />

w ogólnym kierunku marszu nie utrzymujemy linii prostej, lecz robimy znaczny łuk. Tego<br />

właśnie nie wziął pod uwagę Pappermann i dlatego nie mógł uwierzyć, że Młody Orzeł<br />

rzeczywiście widzi Diabelską Ambonę. Na dole natknęliśmy się na niemal pionową szczelinę<br />

wyżłobioną w skalach przez wodę w zamierzchłych czasach. Wyglądała ona tak niemal,<br />

jakby ktoś wyciął ją gigantyczną piłą. Dokładnie taką samą szczelinę widzieliśmy przedtem u<br />

wejścia do kotła. Potwierdzałoby to tezę, że całe zagłębienie tworzyło niegdyś na poły<br />

naturalne, na poły sztuczne jezioro, które wyschło, kiedy wyciekła z niego woda. Czemu<br />

służyć miały obie wyspy? Czy były tylko wyspami? W to jakoś nie mogłem uwierzyć.<br />

Również istotne było dla mnie pytanie, czy osiągnięciu zamierzonego przez budowniczych<br />

celu służyła woda i czy da się go rozszyfrować po wyschnięciu jeziora. Strumień pozostał.<br />

Płynął przez cały kocioł. Nie mogąc wyżłobić głębszego koryta z powodu pokrywających<br />

podłoże kamiennych płyt, usypał sobie brzegi z naniesionego z biegiem lat żwiru.<br />

Zaprowadził nas najpierw do wschodniej, gęsto zarośniętej części kotła. Nie zabawiliśmy tam<br />

jednak długo, odkładając dokładniejsze badanie na później, gdyż sprawą najpilniejszą było<br />

poznanie strefy zachodniej. Od tej strony mieli nadejść Indianie, musieliśmy więc jak<br />

najszybciej ją opuścić. W części zachodniej ktoś w kilku miejscach rozkopał ziemię<br />

odsłaniając kamienne płyty. Drzewa były tu niewysokie, a zarośla dość rzadkie. Zbyt często<br />

używano jednych i drugich do podsycania ognisk obozowych. Pomiędzy drzewami i<br />

zaroślami było dużo sporej wielkości polan, na których mogły wygodnie obozować setki<br />

osób. Wyspa, u której stóp się znajdowaliśmy przewyższała najpokaźniejsze spośród drzew, o<br />

co zresztą, jak już mówiłem, nie było wcale trudno. Wzniesienie było zupełnie pozbawione<br />

roślinności. Na jego szczyt prowadziły wyżłobione w stoku stopnie. Tam zaś, w kręgu<br />

niższych miejsc przeznaczonych do siedzenia, stał na środku wysoki kamienny tron. To była<br />

“Diabelska Ambona“, na której obradowali wodzowie oznajmiając za pośrednictwem herolda<br />

wyniki swych rozmów zgromadzonemu u stóp góry tłumowi.<br />

Weszliśmy na sam szczyt nie odkrywając po drodze niczego godnego uwagi. Oczywiście<br />

skorzystałem ze sposobności, by obejrzeć z tego miejsca wzgórze położone we wschodniej<br />

części kotła. Miało dokładnie tę samą wysokość, natomiast było nieco masywniejsze i<br />

całkowicie porośnięte roślinnością. Również ono górowało nad stojącymi u jego podnóża<br />

drzewami. Jeśli więc, co wydawało mi się coraz bardziej prawdopodobne, kluczem do<br />

tajemnicy były zjawiska akustyczne, na tej wysokości fale dźwiękowe nie napotykały na<br />

żadną przeszkodę. Zeszliśmy na dół. Tę część kotła uznaliśmy za spenetrowaną. Spojrzeliśmy<br />

w górę szukając wzrokiem Pappermanna. Ten prawdopodobnie nas obserwował, ale będąc na<br />

tyle roztropnym, by nie wychylać się poza krawędź, pozostawał dla nas niewidoczny.<br />

Poszliśmy w kierunku wschodniego, gęsto zarośniętego obszaru elipsy. Skierowałem się<br />

prosto na drugie wzgórze. W pewnym momencie zwolniłem jednak kroku natrafiwszy na<br />

świeży trop. Na szczęście były to ślady mile widziane przez każdego westmana. Również<br />

Młody Orzeł natychmiast je zauważył. Trop wyglądał prawie tak, jakby dzieci przedarły się<br />

kilkakrotnie przez jeżyny. Najpierw ucichliśmy, ale kiedy już raz przemknęliśmy się wokół<br />

wyspy i zorientowaliśmy się w sytuacji, spytałem:<br />

— Czy masz ochotę na szynkę albo łapę niedźwiedzią, Serduszko?<br />

— O mój Boże — powiedziała szybko wyraźnie podekscytowana.. — Czy tutaj są<br />

niedźwiedzie?<br />

— Tak.

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!