10.09.2013 Views

Spadkobiercy Winneto..

Spadkobiercy Winneto..

Spadkobiercy Winneto..

SHOW MORE
SHOW LESS

Create successful ePaper yourself

Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.

— Tak, to <strong>Winneto</strong>u we własnej osobie! Kiedy przeczytamy to wieczorem, podniesie się<br />

w nas olbrzymi i mocny, by powalić wszystkich naszych wrogów. Czuję go już w sobie —<br />

łagodnego, pełnego powagi, czystego i szlachetnego, dążącego wzwyż, ku tej doskonałości,<br />

jaka tylko tu na ziemi jest możliwa. To będą wspaniałe, twórcze narodziny w naszym<br />

wnętrzu. Nie chce ich bronić mojej squaw. Zabiorę ją ze sobą!<br />

— Ja również chcę tam być — prosiła Serduszko. — A może kobiety nie mają wstępu na<br />

to zebranie?<br />

— W zasadzie nie mają — odparłem. — Ale nikt nie ośmieli się was wyprosić. To nie<br />

będzie narada wodzów, bo zaproszeni są również Young Surehand i Young Apanaczka. Tam,<br />

gdzie im wolno być, tam i wy możecie przebywać.<br />

Ledwie przebrzmiały moje słowa, w drzwiach stanęła Kolma Puszi. Oświadczyła, że Old<br />

Surehand, Apanaczka i ich synowie są już u Tatella-Saty. Przyjechała z nimi, aby się<br />

dowiedzieć, czy Serduszko i Aszta mają także zamiar wziąć udział w zebraniu. Jeśli tak,<br />

chciałaby się do nich przyłączyć. Oczywiście chętnie wyraziliśmy na to zgodę. Wychodząc na<br />

zebranie zabrałem ze sobą tylko dwa zeszyty testamentu.<br />

Pozostali goście już czekali. Tatella-Sata kazał ich zaprowadzić do pomieszczenia z<br />

passiflorą, do którego udał się teraz razem z nami. Przygotowano tu siedzenia ze skór, a w<br />

górze zapalono świece zrobione z wosku dzikich pszczół. Aby uchronić woń kwiatów przed<br />

zapachem licznych świec otwarto drzwi prowadzące na zewnątrz. Ja, jako lektor, zasiąść<br />

miałem na nieco wyższym siedzeniu otoczonym wieloma światłami. Zgromadzeni przywitali<br />

nas powstaniem. Obecność naszych żon uznali najwyraźniej za rzecz oczywistą. Tatella-Sata<br />

skinął ręką, by usiedli, po czym, stojąc, skierował do nich kilka słów tytułem powitania i<br />

wprowadzenia. Wyjaśnił cel spotkania oraz lektury, a także wezwał wszystkich do<br />

skierowania swej uwagi do własnego wnętrza, aby nie umknęła jej obecność tego, któremu<br />

poświęcony był dzisiejszy wieczór. Zacząłem czytać. Pierwsze słowa brzmiały:<br />

"Jestem <strong>Winneto</strong>u. Nazywają mnie wodzem Apaczów. Piszę to dla mego ludu. Piszę też<br />

dla wszystkich ludzi na ziemi. Manitou, wielki i dobry, rozciągnij swe ręce nad moim ludem i<br />

wszystkimi jego przyjaciółmi!"<br />

Słowa powyższe przywitane zostały — chciałoby się rzec pełnym świętej bojaźni<br />

poruszeniem.<br />

— <strong>Winneto</strong>u... <strong>Winneto</strong>u... -zabrzmiały ściszone głosy-<br />

Czytałem dalej. Mój niezrównany brat tak jak mówił, tak i pisał właściwym swym<br />

pobratymcom zwięzłym, treściwym stylem. Ważkie, podnoszące i porywające były to słowa!<br />

Dosłowne ich brzmienie stanie się powszechnie znane, kiedy wydam testament drukiem.<br />

Nasze wewnętrzne oczy ujrzały duszę chłopca <strong>Winneto</strong>u będącą zarazem duszą młodej<br />

niegdyś indiańskiej rasy. Rozwijała się ona wzrastała. Jej losy były jednocześnie losami<br />

całego narodu. W pierwszym zeszycie <strong>Winneto</strong>u opisywał swoje dzieciństwo; w drugim lata<br />

młodzieńcze. Siedziałem dokładnie naprzeciw otwartych drzwi. Kiedy w pewnej chwili<br />

uniosłem wzrok znad kartki, zobaczyłem przez nie, na zewnątrz jakąś postać. Siedziała pod<br />

gołym niebem przysłuchując się. Był to ktoś młody, kogo twarzy nie mogłem jednak<br />

rozpoznać. Długie włosy spływały mu na ramiona i plecy. Czy mógł to być <strong>Winneto</strong>u, który<br />

zstąpił z wyższego świata, by usłyszeć, jak przemówił jego testament?<br />

Zgromadzeni przysłuchiwali się z największą uwagą. Ich oczy śledziły każde poruszenie<br />

moich warg. Od czasu do czasu wyrwało się komuś głośniejsze lub cichsze "Uff!"! Panowało<br />

ogromne napięcie, które zamiast zmniejszać się rosło coraz bardziej. Postać na zewnątrz<br />

siedziała bez ruchu całkowicie zauroczona płynącymi z moich ust słowami. Czytałem do<br />

północy. Próbowałem wtedy przerwać, ale mi nie pozwolono. Żaden z obecnych się na to nie<br />

zgodził.<br />

— Czytaj dalej! — rozbrzmiało ze wszystkich stron.

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!