Spadkobiercy Winneto..
Spadkobiercy Winneto..
Spadkobiercy Winneto..
You also want an ePaper? Increase the reach of your titles
YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.
— Hm! — uśmiechnąłem się. — Ale mówisz przecież, że mam zachować się jak<br />
mężczyzna?<br />
— Oczywiście! Czy nie jest po męsku otwarcie i jasno oznajmić, że jest się<br />
przeciwnikiem pojedynków?<br />
— Z pewnością! Co do mnie, jestem gotów zachować się jak mężczyzna, a nawet jak<br />
dwóch mężczyzn!<br />
— Dwóch mężczyzn? — zapytała żona. — To brzmi podejrzanie. Kiedy zaczynasz<br />
mówić w ten sposób, to coś na pewno nie gra! Zaniepokoiłeś mnie!<br />
— Dlaczego? Czy naprawdę takie tylko wywołać mogłem w tobie uczucia, jeśli w ogóle<br />
jakiekolwiek już wywołać musiałem? Oświadczę temu Pidzie całkiem po męsku, że jestem<br />
przeciwnikiem pojedynków. I równie po męsku dodam, że mimo to chętnie strzelał się będę z<br />
wszystkimi czterema wodzami. Czyż nie będzie tego za dwóch mężczyzn?<br />
— Nie za dwóch mężczyzn, a za dwóch chłopców! Mam nadzieję, że żartujesz!<br />
— Żartuję, ale jednocześnie mówię poważnie. Jeśli mam być szczery, wyzwanie choć<br />
traktowane przez drugą stronę z absolutną powagą, uważam za błazeństwo i tak też na nie<br />
zareaguję. Co zrobię, tego w tej chwili jeszcze nie wiem. Niech przyjedzie najpierw Pida.<br />
Wtedy usłyszysz moją odpowiedź!<br />
— Nie uważasz więc tej sprawy za niebezpieczną.<br />
— Nie.<br />
— I sądzisz, że ujdziesz z życiem?<br />
— Oczywiście!<br />
— O tym pomyśleli również wodzowie — wtrącił się Hariman. — Nie lekceważą<br />
pańskiego sprytu. Dlatego wezwali mnie i brata, i powiadomili o zamiarze wyzwania pana na<br />
pojedynek. Jeśli wyjdzie pan z niego żywy, my — ja i mój brat — mamy się z panem<br />
rozprawić. Z panem i z pańską żoną...<br />
— Ze mną również? — wpadła mu w słowo Serduszko. — Zgodziliście się to zrobić?<br />
— Oczywiście!<br />
— Ale nie naprawdę?<br />
— Nie naprawdę — potwierdził. — Nie mamy najmniejszego zamiaru podnosić na panią<br />
ręki. Pozostaniemy pani wierni. Będziemy pani raczej strzec!<br />
— Wierzę, że tak jest — powiedziała do głębi poruszona.<br />
— Czy to prawda? — zapytał z rozjaśnioną twarzą.<br />
— Tak, prawda — odparła.<br />
— A pan, mister Shatterhand?<br />
— Ja też w to wierzę — przytaknąłem.<br />
— Bardzo się cieszę! Niezwykle się cieszę! Gotów jestem nawet udowodnić, że jesteśmy<br />
względem was uczciwi. Zadbałem o dowód. Niepodważalny dowód. Mam przy sobie coś w<br />
rodzaju umowy.<br />
— Na piśmie? — zapytałem.<br />
— Tak.<br />
— Niewiarygodne! Umowy z kim?<br />
— Z czterema wodzami. Podpisanej przez świadków Eveninga i Papera. Oto ona.<br />
Podał mi kawałek papieru. Była to właściwie nie tyle umowa co obietnica zapłaty, której<br />
cała racja bytu polegała na tym, że zarówno bracia, jak i podpisani świadkowie mieli paść<br />
wkrótce ofiarą zleceniodawców. Uznałem za niemożliwe, by tego rodzaju dokument mógł<br />
być celowo podsunięty przeciwnikowi. Miał znajdować się w posiadaniu braci przez ten tylko