Spadkobiercy Winneto..
Spadkobiercy Winneto..
Spadkobiercy Winneto..
Create successful ePaper yourself
Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.
na pierwszą wyspę i usiadła na wielkim tronie wodzów.<br />
— Po co? — zapytała.<br />
— To będzie niespodzianka.<br />
— Miła?<br />
— Tak, miła. Może ci sprawić dużo radości. A może wolisz, być niemile zaskoczona? To<br />
także da się zrobić!<br />
— Nie! Wolę miłą niespodziankę! Ale czy to konieczne?<br />
— Tak, bezwzględnie!<br />
— Od jakiegoś czasu jesteś niezwykle tajemniczy. Mam nadzieję, że ci to przejdzie. Na<br />
razie zrobię, jak sobie życzysz.<br />
Oddalili się obydwoje. Patrzyłem za nimi stojąc na krawędzi wzniesienia. Doszli do<br />
Diabelskiej Ambony rozmawiając ze sobą, potem zaczęli wchodzić po stopniach. Muszę<br />
przyznać, że byłem napięty do granic możliwości. Nasłuchiwałem. Nagle, nie z kierunku, w<br />
którym patrzyłem, ale gdzieś z tyłu rozległ się rezolutny głos mojej żony:<br />
— On nie da za wygraną! Zrobi wszystko, żeby zrozumieć o co tu chodzi. Znam go<br />
dobrze!<br />
Obydwoje stali teraz na wyspie. Zacząłem słyszeć w momencie, kiedy osiągnęli<br />
wierzchołek góry. Widziałem, choć dość niewyraźnie, jak stoją obok siebie. Twarze były<br />
nierozpoznawalne — zbyt duża dzieliła nas odległość. Umykały mi również nieznaczne gesty.<br />
Po pierwszych słowach zapadła cisza; potem znowu odezwała się Serduszko:<br />
— Nie, nie mam pojęcia. Nie miał jeszcze czasu mi o tym powiedzieć, czy cokolwiek<br />
wyjaśnić.<br />
Wynikało z tego, że również Apacz coś powiedział, czego jednak nie usłyszałem.<br />
Prawdopodobnie stałem w niewłaściwym miejscu, do którego nie docierały fale dźwiękowe<br />
wychodzące z jego ust. Moja żona zatrzymała się na samym skraju wierzchołka. Tak samo<br />
stałem i ja. Młody Orzeł natomiast znajdował się w odległości kilku kroków od niej, na<br />
samym środku. To mogłoby oznaczać, że trzeba wejść do domku, a więc w samą gęstwinę<br />
zarośli, powstało jednak pytanie, czy gęstwina nie wytłumi fal dźwiękowych. Obawy okazały<br />
się płonne. Ledwie bowiem przedarłem się w pobliże domku, usłyszałem znowu moją żonę i<br />
to o wiele wyraźniej niż przedtem:<br />
— Nigdy jeszcze nie piekłam mięsa niedźwiedziego. Polegam więc wyłącznie na was.<br />
Czy łapy są rzeczywiście najlepsze? Czy są tak delikatne, jak mówią?<br />
Równie wyraźnie zabrzmiał teraz głos młodego Indianina:<br />
— Jak najbardziej. Nie ma rzeczy delikatniejszej.<br />
— A czy przedtem muszą rzeczywiście leżeć w ziemi, aż do pojawienia się robaków?<br />
— W zasadzie tak.<br />
— Tfu!<br />
— Dlaczego? Robaki się usuwa. Nie je się ich.<br />
— Ale przecież one tam były! Niedobrze mi!<br />
— W takim razie nie trzeba tak długo czekać! Przyszła mi ochota krzyknąć do nich<br />
donośnym głosem:<br />
— Nie prawda! Trzeba czekać do pojawienia się robaków! Wtedy piecze się łapy, a<br />
robaki zostawia sikorkom i słowikom!<br />
Serduszko odezwała się natychmiast ze śmiechem:<br />
— To ten spryciarz, mój mąż! Skradał się za nami! Gdzie on jest?<br />
Przypuszczalnie rozglądała się wokoło. Nie widziałem jej. Dlatego krzyknąłem: