10.09.2013 Views

Spadkobiercy Winneto..

Spadkobiercy Winneto..

Spadkobiercy Winneto..

SHOW MORE
SHOW LESS

Create successful ePaper yourself

Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.

niezwykły sposób powitała.<br />

— Jak Nszo-czi, która była zawsze miłosierdziem! — powiedział, po czym opadł na<br />

krzesło i zamknął oczy.<br />

Był tak zmęczony, że nie pomyślał nawet o uwolnieniu się od swego ciężaru. Zdjęliśmy<br />

mu go z ramion rozluźniając pasy. Był to długi, ciężki pakunek owinięty w mocną skórę,<br />

wagi trzydziestu do czterdziestu kilogramów. To musiało być żelazo! Złożyliśmy pakunek<br />

obok krzesła. Pappermann poszedł do drugiego stołu i poprosił o szklankę brandy.<br />

— Dla kogo? — zapytali.<br />

— Dla tego Indianina — odparł.<br />

— Brandy jest dla białych, nie dla czerwonych, nie dla niego, a dla nas. Idź pan stąd!<br />

Stary westman był wściekły, uspokoiłem go słowami:<br />

— Niech się pan nie złości! Za wszystko nam zapłacą! Niech pan pobiegnie do kuchni i<br />

wytrzaśnie skądś talerz zupy! To mu się bardziej przyda niż pańska brandy!<br />

Pappermann zrobił, jak mu kazałem. Indianin musiał mnie usłyszeć. Nie otworzył oczu,<br />

ale powiedział cicho:<br />

— Nie brandy! Tylko nie brandy!<br />

Z jego ust padło imię, Nszo-czi, siostry <strong>Winneto</strong>u. Czy był Apaczem? Zjawił się<br />

Pappermann z zupą.<br />

— To tylko rosół ze starej kury, ale całkiem niezły — powiedział.<br />

Usiadł przed Indianinem, ale ten nie wykonał nawet najmniejszego ruchu. Wtedy<br />

Serduszko chwyciła za łyżkę i zaczęła go karmić. Z drugiego stołu dobiegł gromki śmiech.<br />

— To jest właściwie nasz rosół! — krzyknął Howe. — Ale ze względu na tę piękną scenę<br />

gotowi jesteśmy z niego zrezygnować. Zatytułujemy ją: “Przenajświętsze miłosierdzie albo<br />

zgłodniały Indianin“. Za pięć minut będziemy gotowi. Kto nie zdąży, stawia butelkę brandy!<br />

“Artyści“ wzięli się do pracy i po pięciu minutach leżało przed nami sześć karykatur<br />

niegodnych zresztą nawet tej nazwy — właściwie sześć ordynarnych bazgrołów. Te rysunki<br />

miały nas rozzłościć i sprowokować do zrobienia jakiegoś głupstwa, ale my wręcz przeciwnie<br />

— zachowywaliśmy się tak, jakbyśmy byli nimi zachwyceni.<br />

— Bardzo dobre! — powiedziałem. — Naprawdę bardzo dobre! Ile kosztuje taki obraz?<br />

— Mówi pan: obraz? — zaśmiał się Howe. — Nazywa to obrazem! To nic nie kosztuje!<br />

Damy to panu za darmo!<br />

— Za darmo? — spytałem z niedowierzaniem.<br />

— Tak.<br />

— Wszystkie sześć?<br />

— Owszem!<br />

— W takim razie dziękuję!<br />

Poskładałem razem kartki, włożyłem do kieszeni i powiedziałem:<br />

— Jestem jednak człowiekiem honoru. Nie pozwolę się obdarować nie okazawszy<br />

wdzięczności. Czy któryś z was może mi zrobić portret na koniu? Te trzy, cztery czy pięć<br />

dolarów, które trzeba będzie zapłacić, to dla mnie drobnostka!<br />

— Pięć dolarów? Do diabła, to majątek! Biegnę, pędzę, śpieszę. Zaraz wracam z<br />

rumakiem! — zawołał jeden z nich.<br />

Wyszedł a za nim cała reszta. Chcieli wyszukać najgorszego konia.<br />

— Czy ma pan jakiś plan? — zapytał Pappermann.<br />

— Oczywiście! Teraz zostaną ukarani! Niech pan biegnie do właściciela i powie mu, że<br />

potrzebuję dwóch lub trzech dobrych świadków, najlepiej policjantów, lub kogoś z urzędu

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!