Spadkobiercy Winneto..
Spadkobiercy Winneto..
Spadkobiercy Winneto..
Create successful ePaper yourself
Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.
Obawy mojej żony potwierdziły się. Człowiek ów zwrócił się teraz do mnie. Wszyscy<br />
czekali z napięciem na jego pytania i moje odpowiedzi.<br />
— Mister Pappermann uznał za stosowne się wycofać — rozpoczął mój rozmówca —<br />
zwracam się więc do pana. Jak się pan nazywa?<br />
— Burton — odpowiedziałem.<br />
— A towarzysząca panu dama?<br />
— To moja żona.<br />
— A ci panowie, tam z tyłu?<br />
— To bracia. Pan Hariman i Zebulon Enters.<br />
Nie dostrzegając Młodego Orła, który stał na uboczu, pan Paper kontynuował<br />
przesłuchanie:<br />
— Skąd przyjeżdżacie?<br />
— Ze Wschodu.<br />
— A dokąd jedziecie?<br />
— Na Zachód.<br />
— Niech pan nie opowiada bzdur! Tutaj też jest Zachód! Jeśli pytam, to chodzi mi o<br />
nazwy miejscowości, a nie o ogólniki, z których nic nie wynika!<br />
Zanim jednak jeszcze zdążył skończyć wymierzyłem mu taki siarczysty policzek, że<br />
zakręcił się w miejscu i zwalił na ziemię. Zwracając się nieco na prawo powiedziałem:<br />
— Zechcą panie wybaczyć, że las powtórzył echem to, co usłyszał. W końcu jesteśmy w<br />
lesie!<br />
A odwracając głowę w lewo dodałem:<br />
— Proszę któregoś z panów o kontynuowanie rozmowy. Mister Paper prawdopodobnie<br />
już zrezygnuje.<br />
— Zrezygnuję? — krzyknął tenże podnosząc się z ziemi. — Zobaczymy! Zostałem<br />
uderzony... uderzony! To panu nie ujdzie na sucho!<br />
Pospiesznie przetrząsał kieszenie, by w końcu wydobyć z nich elegancki scyzoryk.<br />
Otworzył go ostrożnie z obawy przed skaleczeniem. Do tego wydobył skądś salonowy<br />
rewolwerek. Odbezpieczył go i odciągnął spust. Zakończywszy te mrożące krew w żyłach<br />
przygotowania ruszył na mnie. I byłby się jeszcze bardziej skompromitował, gdyby jeden z<br />
mężczyzn nie odsunął go na bok i nie powiedział:<br />
— Niech pan schowa broń, mister Paper! Z ludźmi gwałtownymi rozmawia się inaczej.<br />
Podszedł do mnie z uprzejmym uśmiechem i kłaniając się jeszcze uprzejmiej powiedział:<br />
— Chcielibyśmy się panu przedstawić, mister Burton. Jestem agentem i działam<br />
praktycznie w każdej branży. Nazywam się Evening. To jest pan Bell, Simon Bell, profesor<br />
psychiatrii. A to pan Edward Summer, również profesor, ściślej profesor filologii klasycznej.<br />
Czy to pana zadawala?<br />
Widać było wyraźnie, że spodziewał się zrobić na mnie wrażenie. Przyznam, że o<br />
obydwu profesorach myślałem do tej pory z całym szacunkiem, choć nigdy ich przedtem nie<br />
widziałem. Zamierzałem zachować się wobec nich możliwie najuprzejmiej i pod każdym<br />
względem starać się wyjść im naprzeciw, tym bardziej, że cała czwórka tworzyła wspólnie z<br />
Old Surehandem komitet, w którego rękach spoczywał los pomnika <strong>Winneto</strong>u. Skłoniłem się<br />
więc równie uprzejmie i odpowiedziałem:<br />
— Czuję się zaszczycony poznając tak wybitne osobistości i gotów jestem dowieść tego<br />
czynem, o ile moje usługi mogłyby okazać się użyteczne.<br />
— To bardzo uprzejmie z pana strony! Sposobność ku temu się już nadarza. Przybyliśmy<br />
na to miejsce w ważnej sprawie, sądząc, że nikogo tu nie zastaniemy. Wasza obecność nie jest