Spadkobiercy Winneto..
Spadkobiercy Winneto..
Spadkobiercy Winneto..
Create successful ePaper yourself
Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.
— Mamy tu bardzo odpowiednie cele więzienne — odpowiedział Tatella-Sata.<br />
— Niech więc Inczu-inta zaprowadzi ich tam i wróci do mnie. Będę go jeszcze<br />
potrzebował.<br />
Tatella-Sata wydał szeptem mojemu słudze-olbrzymowi odpowiednie rozkazy, a ten<br />
oddalił się ze strażnikiem, prowadząc czarowników do ich miejsca odosobnienia. Otworzyły<br />
się drzwi wiodące na zewnątrz. Ujrzałem w nich Serduszko, która zdążyła na czas opuścić<br />
pomieszczenie. Widząc mnie teraz przez szparę uznała, że i ona może się już pokazać.<br />
Czytelnik zapewne domyśla się, że spotęgowało to jeszcze zdumienie wodzów.<br />
Opowiedziałem im, co się zdarzyło, w takim tylko zakresie, w jakim uznałem to za<br />
stosowne — nie miałem bowiem zamiaru zwierzać się nikomu ze wszystkich moich<br />
poglądów i planów. Kiedy skończyłem, pojawił się Inczu-inta. Zameldował, że więźniowie są<br />
już pod kluczem i że do Twierdzy przybył już od strony wodospadu Pappermann z całą resztą<br />
wyprawy. Powiedziałem mu, że chcę, by raz jeszcze zszedł ze mną do jaskini i że potrzebne<br />
nam są do tego dwie pochodnie. Serduszko zapytała, czy musi mi towarzyszyć. Kiedy<br />
zaprzeczyłem, Tatella-Sata zaproponował, że się nią zaopiekuje. Oczekiwał odwiedzin Kolmy<br />
Puszi i chciał poznać ze sobą obie niewiasty. Nie miałem oczywiście nic przeciwko temu i<br />
kiedy Inczu-inta przyniósł pochodnie, wraz z nim raz jeszcze zszedłem na dół. Warto<br />
odnotować, że wspomniani wodzowie Apaczów w liczbie dwunastu, przybyli na Górę<br />
<strong>Winneto</strong>u dopiero Podczas naszej nieobecności i że rozbili namioty w górnym mieście.<br />
Tworzyli oni sztab zawiadujący tymi szczepami Apaczów, na których poparcie mógł liczyć<br />
Tatella-Sata.<br />
Oczywiście miałem powody, by raz jeszcze zapuścić się w głąb jaskini. Skoro raz<br />
zacząłem ją badać, chciałem ją zbadać do końca, a istniała jeszcze odnoga, do której nie<br />
dotarłem. Jak czytelnik zapewne pamięta, szeroki, przejezdny korytarz prowadził z Doliny<br />
Jaskini do Wodospadu-Całunu. W miejscu, gdzie zagrodzony był stalaktytami odchodził od<br />
niego w prawo węższy tunel, dostępny tylko dla pieszych, i wiodący do obrośniętego<br />
passiflorą miejsca modlitwy. Po drodze jednak odgałęział się od niego drugi wąski tunel,<br />
którego nie dostrzegli moi towarzysze. Tylko ja rozpoznałem miejsce, w którym istniejące<br />
niegdyś przejście zasłonięto i zamaskowano rzekomymi stalagmitami. Tam też chciałem<br />
powrócić. Wziąłem ze sobą samego tylko Inczu-intę, ponieważ był zaufanym człowiekiem<br />
czarownika, a nie chciałem, by o odkryciu, którego zamierzałem dokonać, dowiedziało się<br />
szersze grono osób. Kojarząc ze sobą obiekty naziemne i podziemne doszedłem do pewnych<br />
wniosków. Szeroki korytarz miał wylot w dolinie, za Wodospadem-Całunem. Wąski kończył<br />
się w Twierdzy. Biegnące między nimi odgałęzienie musiało wychodzić gdzieś między<br />
Twierdzą, a wodospadem. Zastanawiając się, jakie miejsce byłoby ku temu<br />
najodpowiedniejsze coraz częściej myślałem o "diabelskich ambonach" czy, jak je tutaj<br />
nazywano, Uszach Diabła, które czarownik pokazał nam w drodze do Wodospadu-Całunu.<br />
Wydawało się wręcz logiczne, by to tajemnicze miejsce posiadało połączenie z jaskinią. Kto<br />
wie, jakie związki łączyły przed tysiącami lat ten naziemny i podziemny świat. Dlatego ktoś,<br />
kto jak ja, chciał je zrozumieć, winien był działać w sposób możliwie najdyskretniejszy, nie<br />
wtajemniczając w sprawę nikogo, kto nie zasługiwał na pełne zaufanie. Dlatego właśnie<br />
zabrałem ze sobą tylko wypróbowanego, wiernego Inczu-intę.<br />
Dotarłszy do miejsca, w którym według moich przypuszczeń rozpoczynał się ów drugi<br />
wąski tunel, przystąpiliśmy do oględzin najniżej leżących kamieni. To również nie były<br />
stalagmity, lecz stalaktyty, a więc skały przyniesione tu z innego miejsca. Usunęliśmy ich<br />
tyle, by można było zajrzeć do środka. Moje przypuszczenia okazały się trafne. Tuż za nimi<br />
zobaczyliśmy biegnącą w górę ścieżkę. Teraz należało tylko sprawdzić, dokąd ona wiedzie.<br />
Siedliśmy, by odpocząć po sporym wysiłku, jakim było usunięcie ciężkich kamieni. Przez<br />
chwilę panowała absolutna cisza i nagle usłyszeliśmy w oddali dziwny łoskot,