10.09.2013 Views

Spadkobiercy Winneto..

Spadkobiercy Winneto..

Spadkobiercy Winneto..

SHOW MORE
SHOW LESS

You also want an ePaper? Increase the reach of your titles

YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.

Westmani<br />

Uprzedziłem Serduszko, że z chwilą opuszczenia wagonu w Trinidad, będziemy musieli<br />

na dłuższy czas zrezygnować ze znacznej części tego, co określa się mianem “cywilizacji“.<br />

Jak się okazało, miałem całkowitą rację. Wprawdzie Trinidad zmieniło się nie do poznania od<br />

czasu, kiedy pierwszy raz ujrzałem to położone pomiędzy prerią a górami miasteczko, ale pod<br />

względem cywilizacyjnym pozostawiało ciągle jeszcze wiele do życzenia. Kiedy spytałem na<br />

peronie o Pappermanna i jego hotel, zagadnięty kolejarz odparł krótko:<br />

— Nie ma już tego!<br />

— Co? — zdziwiłem się. — Czy nie ma hotelu?<br />

— Owszem jest.<br />

— W takim razie mister Pappermann nie żyje?<br />

— Owszem żyje.<br />

— Przed chwilą powiedział pan, że ani jednego, ani drugiego już nie ma!<br />

— Razem ich nie ma! Ale oddzielnie istnieją! Rozdzielili się!<br />

Kolejarz delektował się bez końca swoim tanim dowcipem, a kiedy wreszcie przestał się<br />

śmiać, powiedział:<br />

— Mister Pappermann sprzedał, to znaczy był zmuszony sprzedać swój hotel. Wszystko<br />

przez to jego nieszczęsne imię.<br />

Na tym kolejarz zakończył rozmowę i odszedł nie przestając się śmiać.<br />

Hotel, o którym mówiliśmy, nie zasługiwał na swoją nazwę. Wiejska gospoda w<br />

Niemczech wygląda bardziej zachęcająco. Byliśmy jednak na niego skazani, a poza tym nie<br />

zamieszkałbym gdzie indziej, choćby ze względu na starego towarzysza. Otrzymaliśmy dwie<br />

przylegające do siebie izby, wprawdzie małe i nędznie wyposażone, ale czyste. Jak<br />

nieustannie podkreślano, zaletą tych tak zwanych “pokojów“ było to, że ich okna wychodziły<br />

na “ogród“. Kiedy spojrzeliśmy w dół, oczom naszym ukazał się otoczony z czterech stron<br />

rozwalającym się murem kwadrat ziemi, a na nim: dwa stare stoły, z sześcioma w sumie<br />

jeszcze starszymi krzesłami, pozbawione niemal kompletnie liści drzewo, które mimo<br />

największych wysiłków ze swej strony nie wyglądało ani na prawdziwą lipę, ani na<br />

prawdziwą topolę, cztery krzaki nie znanego mi (a podejrzewam, że i sobie) gatunku, a<br />

wreszcie trochę trawy która od lat bez powodzenia udawała trawnik. Przy każdym ze stołów<br />

siedział odwrócony do nas bokiem mężczyzna. Jeden trzymał w ręku szklankę do piwa, ale<br />

nie pił, gdyż była pusta. Drugi trzymał cygaro, nie palił jednak, bo zgasło. Siedzieli<br />

odwróceni do siebie plecami. To byli nasi gospodarze. Ten z pustą szklanką był — jak się<br />

później dowiedzieliśmy — nowym, a ten ze zgasłym cygarem — tego już się sami mogliśmy<br />

domyślić — dotychczasowym właścicielem hotelu. Żaden z nich nie wyglądał na szczególnie<br />

zadowolonego. Wręcz przeciwnie, obaj robili takie wrażenie, jakby żałowali, że transakcja w<br />

ogóle doszła do skutku, a teraz zajęci byli tym tylko, jak na niej mimo wszystko nie stracić.<br />

— Wiesz — odezwała się Serduszko — ten z prawej wygląda na twojego Pappermanna.<br />

Przed chwilą ruszył trochę głową i widać było, że lewa połowa jego twarzy jest niebieska.

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!