10.09.2013 Views

Spadkobiercy Winneto..

Spadkobiercy Winneto..

Spadkobiercy Winneto..

SHOW MORE
SHOW LESS

You also want an ePaper? Increase the reach of your titles

YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.

pewnej skromności. Musiałem się strzec wszelkiej wyniosłości! Mimo swego młodego wieku<br />

był on dla mnie pod względem duchowym równorzędnym partnerem. Dlatego zwolniłem<br />

żonę od konieczności dalszego dialogu i odpowiedziałem za nią:<br />

— Właśnie dlatego, że tak go kochamy i szanujemy, nie chcemy i nie możemy pozwolić<br />

na to, by stał się pośmiewiskiem dla potomnych. Bez względu na to, jak wielki będzie pomnik<br />

widzialny, nie wywyższa go, lecz poniża. Nie tylko nie oddaje mu czci, lecz czci pozbawia.<br />

<strong>Winneto</strong>u nie był ani uczonym, ani artystą — ani zwycięzcą bitew, ani królem. Nie miał<br />

żadnych publicznych zasług! Po co mu więc stawiać pomnik? I po co pomnik tak niezwykły i<br />

tak kosztowny? Tak krzykliwy. Czym nasz szlachetny przyjaciel zasłużył sobie na taki<br />

policzek i obelgę? Nie pomniejszam go mówiąc, że nie był ani uczonym, ani artystą, ani<br />

zwycięzcą bitew, ani królem — był bowiem czymś znacznie więcej — był człowiekiem! Był<br />

szlachetnym człowiekiem! Pierwszym Indianinem, w którym dusza całej rasy zbudziła się ze<br />

śmiertelnego snu. W nim właśnie dusza ta narodziła się na nowo. Dlatego właśnie był i chciał<br />

być jedynie duszą! I dlatego wystarczy, że był i pozostał duszą! Precz z monumentami!<br />

Mieszkał w naszych sercach i niech w nich pozostanie! Kto będzie chciał nam go stamtąd<br />

wyrwać i przycisnąć jakimś metalem czy kamieniem, ten będzie miał z nami do czynienia!<br />

<strong>Winneto</strong>u ma żyć dalej we mnie, w nas, w tobie, w swym ludzie — w duszy swego narodu,<br />

który przez niego doszedł do nowej świadomości, do świadomości, że jedyną drogą ratunku<br />

dla skazanego na zagładę ludu jest wielkie prawo Dżinnistanu. <strong>Winneto</strong>u mógł się przecież<br />

wykazać jako bohater i przywódca. Wyrzekł się tego, gdyż uznał, że to przyspieszyłoby tylko<br />

koniec. Nawoływał do pokoju i gdziekolwiek się pojawił, tam przynosił i rozdawał tylko<br />

pokój. Był dla innych aniołem! Był jak anioł dla każdego, kogo spotkał, obojętnie przyjaciela<br />

czy wroga! Kiedy zbudziła się w nim dusza jego ludu, zbudziła się w nim też naturalną koleją<br />

rzeczy świadomość anielskiego prawa, w którym dusza ta niegdyś zasnęła. <strong>Winneto</strong>u jest<br />

więc duchowo w prostej linii potomkiem ostatniego, wielkiego, staroindiańskiego władcy, do<br />

którego przyszli posłańcy królowej Marimeh, by już więcej nigdy nie powrócić. Czy<br />

zrozumieliście to wy, jego czerwoni bracia? Czy zrozumieliście, że żaden lud nie ma prawa<br />

pozostawać wiecznie dzieckiem? Czy zrozumieliście, że byliście niegdyś dziećmi i tylko<br />

dlatego zmierzaliście do zagłady, że nie chcieliście przestać nimi być? Czy zrozumieliście, że<br />

zasnęliście jako dzieci, by po koszmarnych snach Niagary obudzić się mężami? Czy<br />

zrozumieliście, że jeśli się nimi nie staniecie, jesteście bezpowrotnie zgubieni? Czy<br />

zrozumieliście, co to znaczy stać się mężem? Kimś, kto potrafi działać czerpiąc z własnej<br />

energii i nie pozwala innym sobą się posługiwać? Kimś, kto wie, czego chce i dąży do tego<br />

nie zbaczając ze swej drogi? Czy zrozumieliście, czym trzeba było odpokutować za to, że<br />

setki coraz mniejszych plemion i szczepów indiańskich od tysiąca lat zwalczało się i<br />

wyniszczało wzajemnie? Że było to milion-kroć powtarzane samobójstwo, które<br />

doprowadziło was do upadku? Że blade twarze ze swoją żądzą krwi i nowych obszarów były<br />

tylko rózgą w ręku wielkiego, dobrego Manitou, której razy miały was zbudzić ze snu? Że<br />

tylko miłością odpokutować możecie za to, co zawiniliście nienawiścią? Że niebo waszych<br />

przodków przepadło z chwilą, gdy czerwony mąż stał się diabłem dla swego brata? I że niebo<br />

zstąpi z powrotem na ziemię tylko wówczas gdy każdy czerwony mąż stanie się dla swego<br />

brata aniołem, tak jak było w czasach, kiedy królowa Marimeh nie była jeszcze zmuszona<br />

pozostawić was samym sobie?<br />

To była długa przemowa. Ale <strong>Winneto</strong>u napisał przecież w swoim liście, że od dzisiaj<br />

jego puls bił będzie razem z moim. Wyraziłem więc głośno myśli, które w innym wypadku<br />

prawdopodobnie zatrzymałbym dla siebie. Wzrok Młodego Orła wisiał na moich ustach,<br />

jakby chwytając każde padające z nich słowo. Widziałem, że jest zdumiony i że jego<br />

zdumienie ciągle rośnie. Ledwo skończyłem zapytał:<br />

— Niech pan powie, mister Burton, czy pan rzeczywiście nigdy nie był u Tatella-Saty?<br />

— Nigdy — odparłem.

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!