Spadkobiercy Winneto..
Spadkobiercy Winneto..
Spadkobiercy Winneto..
You also want an ePaper? Increase the reach of your titles
YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.
— Tak, ale to nie jest żadna kuchnia, lecz coś zupełnie innego. Muszę ci to pokazać za<br />
dnia. Wszystko tutaj jest kolosalnych rozmiarów...<br />
— Co z zupą z kluseczkami?<br />
— Zapomnij o niej.<br />
— A ragout z dziczyzny?<br />
— Też nic.<br />
— Grysik z sosem jagodowym także przepadł?<br />
— Przestań! Mam wrażenie, że drażnisz się ze mną!<br />
— A dwadzieścia młynków do pieprzu?<br />
— Mówię przestań! Co za ironiczny charakter! Odpychający, niesympatyczny człowiek,<br />
którego lepiej się strzec! Czy to ma być zapłata za wszystkie moje zabiegi o to, by uświetnić<br />
twój obiad? Wyobraź sobie tylko: dziewięć Indianek i czterech Indian pod ogromnym<br />
sklepieniem, które nazywa się tu kuchnią! Ile oni się będą musieli nabiegać przy pracy! I ile<br />
pracy trzeba jeszcze włożyć w przygotowanie tego obiadu! Ale to będzie prawdziwe<br />
przyjęcie! Robię nawet naleśniki. Wszystko tam jest. A teraz już dobranoc!<br />
— Na jak długo?<br />
— Tylko na dwie godziny. Do piątej. Wtedy znowu muszę iść, bo zjawi się moich<br />
trzynastu pomocników.<br />
— Moje biedne Serduszko!<br />
— Bardzo przepraszam, ale nie mam się na co uskarżać! Jestem niezmiernie szczęśliwa,<br />
że mogę gotować, piec i smażyć dla tak wielu słynnych wodzów. Nigdy o tym nawet nie<br />
marzyłam! A więc dobranoc!<br />
Poszła do siebie, a ja znowu zasnąłem. Kiedy się obudziłem, było już dość późno, a na mojej<br />
pościeli leżała kartka od Serduszka następującej treści: Wstałam o piątej. Wszystko idzie<br />
bardzo dobrze. Obiad będzie wspaniały. Możesz spać do dwunastej. Przyjdę cię obudzić.<br />
Jadalnia też jest już gotowa. Jeśli wstaniesz wcześniej, zajrzyj tam, czy czegoś nie brakuje. O<br />
gościach nie rozmawialiśmy w szczegółach, dlatego zaprosiłam wszystko co zwie się wodzem.<br />
Mam nadzieję, że nie popełniłam żadnej gafy. Jedzenia wystarczy— Mamy nawet chińską<br />
herbatę z suszonych liści truskawek i całe mnóstwo sałatki z dziko rosnącej roszponki. Twoje<br />
Serduszko.<br />
Klara we własnej osobie! Nade wszystko ująć mi trosk, abym, o ile to możliwe, nie<br />
oddawał się innym zajęciom niż jedzenie, picie i spanie — i żył jak najdłużej. Wstałem<br />
szybko i wezwałem Inczu-intę. Poinformował mnie, że od godziny oczekuje na mnie dwóch<br />
białych.<br />
— Białych? — zapytałem. — Sądziłem, że nie mają tu wstępu.<br />
— To przyjaciele Okih-czin-czy. On im pozwolił.<br />
— Ach, tak! Jak się nazywają?<br />
— Enters. To bracia.<br />
— Znam ich. Gdzie są?<br />
— Jeszcze na dziedzińcu. Czy mam ich wprowadzić?<br />
— Nie. Ja do nich zejdę. Co robi moja żona? Gdzie teraz utknęła?<br />
— Ciągle jeszcze jest w kuchni. Rozkazuje tam jak królowa, promienieje jak słońce, a<br />
pracuje niczym najuboższa kobieta Kojotów. Zyskała dziś pomocnicę, z której jest bardzo<br />
zadowolona.<br />
— Kogo?<br />
— Asztę, żonę Wakona, słynnego czarownika Siouxów. Usłyszała w mieście, że squaw