10.09.2013 Views

Spadkobiercy Winneto..

Spadkobiercy Winneto..

Spadkobiercy Winneto..

SHOW MORE
SHOW LESS

You also want an ePaper? Increase the reach of your titles

YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.

szczeliny skalnej o wznoszącym się w górę podłożu. Szczelina, na dole bardzo szeroka,<br />

zwężała się ku górze, tak że również budynki i dziedzińce, początkowo bardzo szerokie, w<br />

miarę wzrostu wysokości stawały się węższe. Z boku dziedzińce ograniczone były skalnymi<br />

ścianami, w których widniały szczeliny z głęboko wyrąbanymi w kamieniu ścieżkami<br />

biegnącymi w górę do lasu, gdzie na polanach pasły się bezcenne konie czarownika.<br />

Na najniższym i największym dziedzińcu zsiedliśmy z koni. Tatella-Sata powiódł nas do<br />

wnętrza domu — mnie, Serduszko i Młodego Orła. Nikomu nie wolno było iść z nami.<br />

Weszliśmy po .stopniach na górę do obszernego i dość wysokiego pomieszczenia, na którego<br />

środku stało sześć niesamowitych figur niedźwiedzia grizzly podpierających kamienną płytę.<br />

Na płycie leżało kilkanaście fajek pokoju ze wszystkimi niezbędnymi dodatkami. Tutaj<br />

przyjmowano zwykłych gości. My jednak poszliśmy dalej, przez cały szereg najróżniejszych<br />

pomieszczeń, aż w końcu stanęliśmy przed skórzaną, doskonale wygarbowaną, pomalowaną<br />

zasłoną ze skóry. Czarownik odsunął ją na bok ze słowami:<br />

— Wejdźcie i siadajcie. Zaraz wrócę.<br />

Weszliśmy do środka i od razu spostrzegliśmy, że znajdujemy się w pielęgnowanym z<br />

wielką miłością świętym miejscu. Pomieszczenie oświetlały dwa oszklone otwory. Wnętrze<br />

urządzone było na kształt namiotu, lecz nie wojennego, a namiotu czasu pokoju, o ścianach,<br />

na przemian z najrzadszych białych bobrów i białych skór kur preriowych. Na ziemi leżały<br />

cztery bieluteńkie skóry bawole tak jednak ułożone, że tworzyły miękkie miejsca do<br />

siedzenia. Głowy i rogi bawole służyły za oparcie dla pleców i łokci. Pośrodku, na czterech<br />

głowach jaguarów stalą wielka, polerowana waza ze świętej gliny fajkowej wydobywanej na<br />

północy. W wazie leżał kalumet. Nie był duży i kosztowny, lecz dość zwyczajny. Choć<br />

jednak niczym nie zwracał na siebie uwagi, natychmiast rozpoznałem w nim najcenniejszą<br />

fajkę pokoju wszystkich czasów.<br />

— Fajka <strong>Winneto</strong>u! — krzyknąłem. — Fajka, której używał, kiedy go poznałem! Co za<br />

niespodzianka i co za radość!<br />

— Czy aby się nie mylisz? — spytała Serduszko.<br />

— Na pewno nie!<br />

— A więc muszę się jej przyjrzeć! Uniosła się, by wziąć ją do ręki.<br />

— Stój! — poprosiłem. — Niczego tu nie dotykaj! Widzę, że to święte miejsce! Nawet, a<br />

może szczególnie, przyjaciele powinni je uszanować!<br />

Podeszliśmy do okien. W dole zobaczyliśmy miasto. Wielki ruch, jaki w nim panował,<br />

wskazywał na to, że przybyli tam jacyś znaczni goście. Nie mieliśmy jednak czasu na dalszą<br />

obserwację, gdyż do namiotu wszedł Tatella-Sata. Zostawił gdzieś swój płaszcz. Okazało się,<br />

że ma na sobie całkiem zwyczajny indiański strój z dobrze wygarbowanej skóry naturalnego<br />

koloru, bez śladu kolorowych szwów czy jakichkolwiek innych ozdób.<br />

Czarownik wziął najpierw za rękę Serduszko i zaprowadził do przeznaczonego dla niej<br />

miejsca. Sam miał zasiąść naprzeciw, ja po jego prawej, a Młody Orzeł po lewej stronie.<br />

Stary Pappermann został na dole przy koniach. Tatella-Sata nie usiadł od razu, lecz stanął i<br />

zaczął mówić: — Głęboko poruszone jest moje serce, a dusza moja zmaga się z<br />

niezapomnianym ciągle cierpieniem. Ostatni raz kalumet palony był w tym miejscu na<br />

pożegnanie. Tu, gdzie teraz siedzi nasza biała siostra, siedziała Nszo-czi, najpiękniejsza z cór<br />

Apaczów, nadzieja naszego plemienia. Tu, gdzie siedzi teraz Old Shatterhand, siedział<br />

<strong>Winneto</strong>u, mój ulubieniec, którego nikt tak dobrze nie znal jak ja. Na miejscu Młodego Orła<br />

siedział Inczu-czuna, mądry i dzielny ojciec obojga. Przyjechali, by się ze mną pożegnać.<br />

Nszo-czi chciała jechać na Wschód, do miast bladych twarzy, aby stać się jedną z nich. Moje<br />

wewnętrzne oczy płakały. Opuszczało nas uosobienie naszych pragnień i nadziei, opuszczało,<br />

gdyż nie do nas należała jej miłość. To był smutny dzień. Na zewnątrz szalała burza, a w<br />

moim sercu panowały ciemności. Pojechali. Nszo-czi nigdy już nie wróciła. Zamordowano ją

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!