10.09.2013 Views

Spadkobiercy Winneto..

Spadkobiercy Winneto..

Spadkobiercy Winneto..

SHOW MORE
SHOW LESS

You also want an ePaper? Increase the reach of your titles

YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.

własnych wierzchowców i zapaliwszy kilka pochodni rozpoczęliśmy naszą podziemną<br />

podróż. Wiele sobie po niej obiecywałem, choć prawdę mówiąc, nie wiedziałem dlaczego.<br />

Opisem, choćby pobieżnym, cudownych podziemnych krajobrazów zapełnić mógłbym wiele<br />

stronic, w tym miejscu ograniczę się jednak tylko do paru zdań, jako że będzie jeszcze okazja<br />

powrócić do tego tematu. Będzie o nich mowa w Testamencie <strong>Winneto</strong>u, gdzie staną się<br />

widownią zdarzeń, o których teraz muszę jeszcze milczeć. Jechaliśmy więc poprzez cudowny<br />

podziemny świat. Na przodzie Inczu-inta z jednym <strong>Winneto</strong>u oświetlającym drogę<br />

pochodnią, za nimi ja z Serduszkiem, nasi jeńcy i Pappermann z resztą straży. Tam, gdzie to<br />

było potrzebne, zapalaliśmy więcej pochodni i lamp.<br />

Jechaliśmy cały czas pod górę, często bardzo stromo. Nawet w najniższych miejscach<br />

korytarz był na tyle wysoki, że nie musieliśmy zsiadać z koni. Żadna z komór, które<br />

mijaliśmy po drodze nie przypominała poprzedniej. Następowała zmiana za zmianą,<br />

niespodzianka za niespodzianką. Często zaskoczenie było tak wielkie, że z ust mimo woli<br />

wyrywały nam się okrzyki zachwytu. Gościliśmy w baśniowej, skalnej krainie, w której<br />

marzenia senne zaklęte zostały w szpat i aragonit. Stalaktyty zwieszały się ku wybiegającym<br />

im naprzeciw stalagmitom zamieniając się w kamienne kolumny, organy i całą gamę<br />

najróżniejszych kształtów, o których nigdy bym nie pomyślał, że mogła je stworzyć sama<br />

natura. Niestety dokładną obserwację musieliśmy odłożyć na później. Pchało nas do przodu,<br />

do miejsca, w którym się miało rozstrzygnąć, czy przejedziemy na drugą stronę góry.<br />

Mijaliśmy przejścia i tunele, niewielkie i ogromne pomieszczenia, refektarze i wnętrza<br />

kościołów, dziedzińce i sale kolumnowe, korytarze i werandy. Przejeżdżaliśmy nad<br />

przepaściami, z których dochodził plusk podziemnych rzek. Lawirowaliśmy pomiędzy<br />

strumykami fontann. Chwilami zdawało się nam, że pada deszcz. Zostawialiśmy za sobą<br />

kaskady spływające z niewidzialnych dachów. Nigdzie się jednak me zatrzymywaliśmy.<br />

Parliśmy nieustannie do przodu, aż szeroki korytarz dobiegł końca. Przed nami widniał wąski,<br />

niewygodny tunel, którym naprzód posuwać się można było tylko pieszo.<br />

— Widzisz, że miałem rację — powiedział Inczu-inta. - Dalej nie da się jechać konno.<br />

Nie ma żadnego wyjścia koło Wodospadu-Całunu.<br />

Wydawało się, że ma rację. Znajdowaliśmy się przed podwójną grupą stalaktytów i<br />

stalagmitów. Szeroki korytarz zakręcał w prawo jako wspomniany już wąski tunel. Mapa<br />

pokazywała jednak co innego. Według niej szeroki korytarz biegł dalej prosto, a wąski tunel<br />

stanowił tylko jego odgałęzienie. To było decydujące miejsce! teraz miało się okazać, czy<br />

mogę ufać bystrości własnych oczu i umysłu! Przystąpiłem do oględzin nacieków i wkrótce<br />

już przekonałem się, że prawda nie jest aż tak bardzo skomplikowana.<br />

Stalaktyty są skałami naciekowymi tworzącymi się niczym sople — od góry. Stalagmity<br />

natomiast naciekają na podłożu i rosną wzwyż. Kiedy jedne spotkają się z drugimi powstają<br />

całe kolumny i grupy kolumn. Stalaktyty różnią się nieco od stalagmitów pod względem<br />

budowy i procesu powstawania. Od razu spostrzegłem, że w tym krytycznym obszarze<br />

stalaktyty są prawdziwe, a wyrastające z podłoża stalagmity — nie. W gruncie rzeczy były to<br />

również stalaktyty. Nie powstały więc tutaj w sposób naturalny, lecz zostały przywiezione i<br />

ustawione. Dlaczego? Po co? Odpowiedź była bardzo prosta — po to, by zamknąć szeroki<br />

korytarz. Po to, by — jak już wcześniej przypuszczałem — zamaskować i ukryć jego dalszą<br />

część.<br />

Pchnąłem ręką jeden ze stalagmitów — zachybotał się. Wyciągnąłem go i odłożyłem na<br />

bok. Inni poszli za moim przykładem wyciągając i odsuwając inne skały. Wkrótce było już<br />

dla nas jasne, że szeroki korytarz tutaj się jeszcze nie kończy. Powiększyliśmy otwór na tyle,<br />

by zmieścić się mógł w nim człowiek. Zabrawszy ze sobą Pappermanna i <strong>Winneto</strong>u z<br />

pochodnią wszedłem w dziurę, chcąc zbadać dalszy bieg korytarza. Reszta miała zostać na<br />

miejscu i usunąć jak najwięcej skał, tak aby można było wjechać tu konno.

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!