Spadkobiercy Winneto..
Spadkobiercy Winneto..
Spadkobiercy Winneto..
You also want an ePaper? Increase the reach of your titles
YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.
— Czy tu dużo wilgoci? — spytałem.<br />
— Nie powiedziałbym. Woda przecież odpływa. Poza tym jest indiańskie lato i od<br />
miesięcy nie spadła ani kropla deszczu.<br />
— Czy można wspiąć się na te ściany?<br />
— Nie wiem. Nie próbowałem. Nigdy mnie to nie pociągało.<br />
— A czy ktoś może nas podglądać z góry?<br />
— Musiałby się tam najpierw dostać. A z zewnątrz jest to absolutnie niemożliwe.<br />
— Jestem więc spokojny. Rozpalimy ognisko, a potem rozbijemy namiot!<br />
Po upływie pół godziny wszystko było gotowe. Nie wiązaliśmy zwierząt, tak że mogły<br />
poruszać się swobodnie. Najpierw długo piły, a potem równie długo tarzały się w wilgotnej<br />
ziemi, co czynią bardzo chętnie jeśli dolegają im stawy i kości. Znalazły wokół tyle listowia i<br />
innej zieleni, że mogliśmy tu zostać kilka dni bez obawy, że zabraknie im pożywienia. Zresztą<br />
bardziej niż paszy potrzebowały odpoczynku, bo droga znad jeziora okazała się dłuższa i<br />
bardziej wyczerpująca, niż przypuszczaliśmy na podstawie słów Pappermanna. My również<br />
byliśmy zmęczeni. Dlatego zaraz po kolacji położyliśmy się spać. Odwrotnie niż wczoraj<br />
natychmiast posnęliśmy. Ze wstydem przyznać muszę, że nie wstałem sam: obudził mnie<br />
Pappermann.<br />
— Pani Burton jest już dawno na nogach! — usprawiedliwił się przede mną. —<br />
Zamówiła gorącą wodę, żeby... czy pan słyszy? Mieli kawę w namiocie, by pana nie obudzić.<br />
Niech się pan przypadkiem nie wygada, że ja uznałem jednak za stosowne szturchnąć pana w<br />
bok. Mężczyzna musi być mężczyzną! A póki śpi, niestety nim nie jest!<br />
— A więc obudził mnie pan tylko ze względu na mój męski prestiż.<br />
— Tak! Old Shatterhand śpiący, kiedy jego żona od dawna już jest na nogach! To nie<br />
uchodzi!<br />
Przyjrzałem się teraz dokładnie otoczeniu. Była to rzeczywiście doskonała kryjówka. Nic<br />
nie wskazywało na to, by kiedykolwiek przedtem byli tu ludzie. Ściany skalne sprawiały<br />
wrażenie stromych, ale wspinaczka nie była wykluczona. Ułatwiały ją przylegające do nich<br />
konary i gałęzie parusetletnich drzew-olbrzymów, których rosło tu kilka. Wypiwszy kawę<br />
Młody Orzeł natychmiast podjął próbę wejścia na górę. Nie sprawiło mu to szczególnych<br />
trudności. Ze szczytu dobiegł nas głośny okrzyk:<br />
— Uff, uff! Widzę coś cudownego! Coś cudownego!<br />
— Nie tak głośno! — ostrzegłem go. — Nie wiemy jeszcze, czy w pobliżu nie ma jakichś<br />
ludzi!<br />
— Nie może tu być nikogo! — odpowiedział z góry. — Wokół jest tylko powietrze!<br />
— Czy to tak wysoko? A co widać w dole?<br />
— Devil’s Pulpit!<br />
— Diabelską Ambonę? Naprawdę?<br />
— Tak.<br />
— To niemożliwe, zupełnie niemożliwe! — zaprzeczył Pappermann.<br />
— Dlaczego? — zapytałem.<br />
— Bo ja to wiem. A jeśli Maksz Pappermann coś wie, to wie to rzeczywiście. Droga do<br />
Diabelskiej Ambony prowadzi w lewo w dół, a my skręciliśmy w prawo. Ponadto ze<br />
wszystkich stron otoczona jest ona wysokimi, stromymi, niedostępnymi dla człowieka<br />
skałami. Jak więc może ją widzieć?<br />
— A jednak twierdzi, że ją widzi!<br />
— Jest w błędzie!<br />
— Równie dobrze pan może być w błędzie!