Spadkobiercy Winneto..
Spadkobiercy Winneto..
Spadkobiercy Winneto..
Create successful ePaper yourself
Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.
licznie zgromadzonych wodzów. Wśród tych ostatnich zasiadły też Kolma Puszi, obie Aszty,<br />
a także dwie inne kobiety, których obecność była dla mnie istotna — żona Pidy i jej siostra,<br />
tym razem w damskim stroju. Obydwie dopięły więc swego i zostały zabrane na Górę<br />
<strong>Winneto</strong>u. Widząc je nie miałem już najmniejszych wątpliwości, że cztery tysiące<br />
wojowników dotarły do Doliny Jaskini.<br />
Wszyscy obserwowali nas z wyrazem największego nacięcia na twarzach.<br />
Przewodniczący komitetu, którego posadziłem na ziemi, przypomniał sobie nagle o swojej<br />
roli. Podniósł się z zamiarem podania komendy do strzału. Matto Szahko i Wagare-Tej<br />
odciągnęli kurki swoich rewolwerów dając tym samym moim przeciwnikom do zrozumienia,<br />
że natychmiast ukarzą każdy niezgodny z regulaminem ruch. Byli naprawdę zdecydowani<br />
zastrzelić winowajcę. Nagle głos zabrał Tatella-Sata:<br />
— Każda z rund tego pojedynku zacząć się może dopiero wtedy, kiedy dam znak przez<br />
podniesienie ręki. Dopiero wówczas może paść komenda do strzału. Pierwszy strzela Tusahga<br />
Saricz, wódz Utahów Kapote. Czy jest gotów?<br />
Zapytany przygotował strzelbę do strzału i odparł:<br />
— Jestem gotów. Niech Old Shatterhand udowodni teraz, że jego squaw może każdego z<br />
nas pokonać jednym ruchem ręki!<br />
Skinąłem na Serduszko. Szybko wyjęła z torby podróżnej amulet mojego przeciwnika i<br />
zawiesiła mi go na szyi tak, że znalazł się na wysokości serca. Wtedy powiedziałem do<br />
Tatella-Saty:<br />
— Ja również jestem gotów. Niech rozpocznie się walka. Tusahga Saricz może strzelać!<br />
W minutę później strzelam ja!<br />
Zapadła głucha cisza. Wzrok wszystkich utkwiony był w skórzanym woreczku, który<br />
Serduszko zawiesiła mi na piersi. Nikt nie zdążył się jeszcze domyśleć, co to takiego. Tatella-<br />
Sata dał sygnał do walki:<br />
— Czas nadszedł. Zaczynajcie!<br />
Natychmiast rozbrzmiała komenda przewodniczącego. Ale Tusahga Saricz nie strzelał.<br />
Lufa jego strzelby pochyliła się ku ziemi. Rozszerzone oczy wodza wlepione w moją pierś<br />
napełniały się z wolna przerażeniem.<br />
— Mój amulet! Mój amulet! — wykrztusił wreszcie.<br />
— Strzelaj! — krzyknąłem do niego.<br />
— Do mojego własnego amuletu? — wyjąkał. — Skąd go masz? Kto ci go dał?<br />
— Nie pytaj, tylko strzelaj! — krzyknąłem po raz drugi. Tłum wydał z siebie jakby<br />
głośne westchnienie ulgi. Zgromadzeni nie wiedzieli jeszcze, w czym rzecz, ale rozumieli już,<br />
że nie jestem tak bezbronny, jak dotychczas uważali. Twarze moich przyjaciół rozjaśniły się.<br />
A w głosie Tatella-Saty brzmiała radość, kiedy po raz drugi unosząc rękę do góry powiedział:<br />
— Dlaczego Tusahga Saricz nie strzela? I dlaczego nie było jeszcze komendy dla Old<br />
Shatterhanda? Minuta już minęła! Jeszcze raz! Old Shatterhand przygotuje się do strzału!<br />
Uniosłem lufę mojego sztucera. Po raz drugi zabrzmiała komenda dla wodza Utahów.<br />
Tusahga Saricz zawołał:<br />
— Nie mogę strzelać! Kto strzela do własnego amuletu, strzela do swojego wiecznego<br />
życia!<br />
— Minuta minęła! — oświadczył Tatella-Sata.<br />
Teraz zabrzmiała komenda dla mnie.<br />
— Niech Tusahga Saricz odejdzie do krainy wiecznych łowów — powiedziałem<br />
wycelowawszy w jego pierś.<br />
— Uff, uff! — krzyknął tenże z całych sił i skoczywszy na równe nogi zniknął w tłumie.