Spadkobiercy Winneto..
Spadkobiercy Winneto..
Spadkobiercy Winneto..
Create successful ePaper yourself
Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.
— I będę mógł pójść, dokąd zechcę? — zapytał szybko.<br />
— Tak.<br />
Spojrzał na mnie badawczo.<br />
— Nie wygląda pan na oszusta. Mam nadzieję, że dotrzyma pan słowa. Niech pan mówi,<br />
co pan chce wiedzieć!<br />
— Skąd mieliście trzy gniadosze?<br />
— Ze stajni niejakiego Surehanda.<br />
— A muły?<br />
— Również stamtąd.<br />
— Ukradliście je?<br />
— Właściwie nie. To było małe, sprytne oszustwo. Corner dowiedział się gdzieś, że Old<br />
Surehand zostawił swoje najlepsze konie i muły jakiemuś Niemcowi, który miał do niego<br />
przyjechać z żoną. Oczekiwał także odwiedzin kilku młodych malarzy i rzeźbiarzy, których<br />
miał wyposażyć...<br />
— Wyposażyć? — przerwałem mu. — W jakim celu?<br />
— Mieli jechać konno do kraju Apaczów na wielką wystawę. Zaprosił ich młody<br />
Surehand, który podobnie jak ojciec pojechał tam wcześniej. Zamiast artystów, zjawiliśmy się<br />
my. To było jak karnawałowa maskarada. Zarządca uwierzył nam i dał wszystko, czego<br />
zażądaliśmy.<br />
— Ach! To dlatego nazwaliście siebie malarzami i rzeźbiarzami!<br />
— Tak jest! — roześmiał się. — Niech pan pyta dalej!<br />
— To mi wystarczy. Jeśli poznałbym więcej waszych tajemnic, bardzo byłoby mi trudno<br />
albo w ogóle nie byłbym w stanie dotrzymać słowa. Wolę więcej nie wiedzieć.<br />
— A ja mogę sobie pójść?<br />
— Tak.<br />
— Dziękuję! Jest pan człowiekiem honoru, sir! Ale ja nie mam konia!<br />
— Na to ja z kolei nie mam wpływu.<br />
— Czy mógłby mi pan przynajmniej dać muła?<br />
— Kradzionego? Wykluczone.<br />
— Skoro jednak wie pan już, że zwierzęta nie były nasze, sam nie może ich pan<br />
zatrzymać!<br />
— I nie mam zamiaru. Znam obu Surehandów. Może być pan pewny, że otrzymają z<br />
powrotem to, co im ukradliście, a w każdym razie tyle, ile zdołam z tego uratować.<br />
Zatrzymuję również wasz namiot.<br />
— Well! To mi obojętne! Ale bez konia nie mogę nigdzie wyjechać. Dzisiaj jeszcze<br />
usłyszy pan, że komuś gdzieś ukradziono konia. Czy to nie obciąży pańskiego sumienia?<br />
— W żadnym wypadku. Nie zamierzam obciążać się tym, co robi ktoś inny.<br />
— Dobra! Wszystko w porządku! Powodzenia!<br />
Chciał się oddalić, ale drogę zastąpił mu gospodarz, który przysłuchiwał się rozmowie.<br />
— Jeśli rzeczywiście chce pan apelować do czyjegoś sumienia, to moje jest do pańskiej<br />
dyspozycji. Natychmiast zatroszczę się o to, by dzisiaj nie zginął stąd żaden koń. Nikomu i<br />
nigdzie! Za dziesięć minut całe miasto będzie wiedziało, że nam pan uciekł i zamierza pan<br />
ukraść konia. Lepiej niech się pan stąd wynosi!<br />
Mężczyzna chciał już pójść za tą radą, ale Pappermann raz jeszcze wziął go za rękę i<br />
powiedział: