Spadkobiercy Winneto..
Spadkobiercy Winneto..
Spadkobiercy Winneto..
Create successful ePaper yourself
Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.
siły tego uczynić. Wpadłem mu w słowo i oświadczyłem, że jeśli mamy się prosić o<br />
przebaczenie, to z pewnością pierwszy uczynić to powinien biały, a nie Indianin. Nawiązałem<br />
do przeszłości i opowiedziałem o tym, jak blade twarze przybyły zza morza, aby pozbawić<br />
swych "czerwonych braci" wszystkich ich amuletów. Szedłem dalej tropem historii, w niczym<br />
nie przesadzając i niczego nie owijając w bawełnę. Mówiłem prawdę — nagą, bez retuszu,<br />
taką, jaką była. Mówiłem o błędach czerwonej rasy, o jej cnotach i cierpieniach, a przede<br />
wszystkim o jej obecnym braku perspektyw na przyszłość, który jest w głównej mierze winą<br />
białych. Biały człowiek doszedł jednak do głębszego zrozumienia. Chce, by jego czerwoni<br />
bracia pozostali przy życiu, by stali się ludem, jakim być mieli w pierwotnym zamyśle. Biały<br />
człowiek gotów jest uznać i naprawić wszystkie swoje błędy. Nade wszystko czuje się w<br />
obowiązku oczyścić swe serce i sumienie, prosząc o przebaczenie swych czerwonych braci.<br />
Powiedziawszy to wszystko, zbliżyłem się do moich przeciwników i wyciągnąłem do<br />
nich na przeprosiny moje obie ręce. Przez kilka chwil panowała zupełna cisza, potem jednak i<br />
ich ręce wyciągnęły się w moim kierunku. Przedstawiciele wszystkich plemion uznawali<br />
swoje winy i również mnie, bladą twarz, prosili o przebaczenie.<br />
— Przebaczmy sobie wzajemnie! Wy nam, a my wam! — zawołał stary Tangua. — A<br />
potem pomóżmy sobie! Nienawidziłem cię, ale odtąd będę cię kochał! A kiedy umrę, niech<br />
pokój zstąpi na mój grób! Czy jesteśmy jeszcze waszymi jeńcami?<br />
— Nie — rozległ się głos Tatella-Saty, zanim jeszcze zdążyłem otworzyć usta.<br />
— Uff! — zawołał Kiktahan Szonka. — Kto to powiedział?<br />
— Strażnik wielkiej wiedzy medycznej.<br />
— Gdzie on jest?<br />
— Na drugiej ambonie.<br />
— A więc jesteśmy na czymś w rodzaju Diabelskiej<br />
Ambony?<br />
— Tak. Podsłuchiwałem was z północnej ambony nazywanej Uchem Boga. Z niej dobry<br />
człowiek słyszy, co mówią źli ludzie, i może się dzięki temu przed nimi obronić. Południowa<br />
ambona zwana jest Uchem Diabła. Z niej źli ludzie słyszą, co mówią dobrzy i zostają<br />
uratowani. Wódz Tangua pytał, czy jesteście nadal naszymi jeńcami. Niech pyta dalej!<br />
Starzec nie dał sobie tego dwa razy powtarzać:<br />
— Czy staniemy przy palu męczarni?<br />
— Nie — odparł z drugiej ambony Tatella-Sata.<br />
— Nie zabijecie nas więc?<br />
— Nie.<br />
— Zachowamy naszą broń i konie?<br />
— Tak.<br />
— Czy możemy tu pozostać i przyłączyć się do klanu?<br />
— Tak.<br />
— Czy zgadzają się na to wszyscy wasi wodzowie?<br />
— Wszyscy, wszyscy… — rozległy się głosy wodzów siedzących z Tatella-Satą.<br />
— A co z naszymi amuletami?<br />
— Spójrz w niebo! Kogo widzisz?<br />
Było już na tyle jasno, że inżynier wyłączył projektor, <strong>Winneto</strong>u zniknął z powierzchni<br />
wodospadu. Na tle nieba ukazał się za to Młody Orzeł, zniżył lot swej maszyny, okrążył<br />
trzykrotnie plac i wylądował u stóp ambony, na której się znajdowałem. Wszedł do nas na<br />
górę i powiedział:<br />
— Old Shatterhand zwraca wam przeze mnie wasze amulety. Jesteście wolni!