Spadkobiercy Winneto..
Spadkobiercy Winneto..
Spadkobiercy Winneto..
You also want an ePaper? Increase the reach of your titles
YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.
— Proszę wybaczyć, że tak od razu przeszkadzam. Mam dla państwa ważną i niezwykłą<br />
wiadomość:<br />
— Cóż takiego? — zapytałem.<br />
— Mister Athabaska i mister Algongka nie będą dzisiaj jedli na dole, ale u siebie na<br />
górze!<br />
Patrzył przy tym na nas tak, jakby zakomunikował nam lub miał zakomunikować coś<br />
wstrząsającego.<br />
— Cóż więc? — zdziwiłem się. — Czy to nas w jakikolwiek sposób dotyczy?<br />
— O to właśnie chodzi! Zlecono mi zaszczytne zadanie zaproszenia państwa na ten<br />
właśnie posiłek!<br />
To była rzeczywiście nieoczekiwana wiadomość. Zrobiłem jednak oczywiście taką minę,<br />
jakby w głowie mi nawet nie powstało, dziwić się temu zaproszeniu i spytałem obojętnym<br />
tonem:<br />
— Na którą godzinę?<br />
— Na dziewiątą. Ci panowie pozwolą sobie przyjść po państwa osobiście. Moim jednak<br />
zadaniem jest jak najszybciej powiadomić ich, czy przyjmiecie zaproszenie.<br />
— O tym decyduje pani Burton, nie ja.<br />
Kiedy kelner zwrócił na nią swe pytające spojrzenie, Serduszko powiedziała:<br />
— Przyjmujemy zaproszenie i będziemy punktualni.<br />
— Dziękuję. Natychmiast przekażę. Co do stroju dżentelmeni proszą, by potraktować ich<br />
jak przyjaciół, którzy nie przywiązują wagi do tego, co zewnętrzne.<br />
Ta ostatnia uwaga ucieszyła nas, i to nie ze względu na nas samych, a dlatego, że nie<br />
chcieliśmy, by wodzowie obciążali się niepotrzebnie tym, co dla obu stron nie miało<br />
większego znaczenia. Wodzowie przyszli punktualnie o dziewiątej. To był gest<br />
wymowniejszy od wszystkich słów. Przyszli wewnętrznym korytarzem, poprosili jednak,<br />
byśmy do ich apartamentu udali się przez taras, do którego mieli taki sam dostęp jak my.<br />
Wyszliśmy na zewnątrz. Księżyc zdawał się być nawet jaśniejszy niż poprzedniego wieczoru.<br />
Wodospady przedstawiały zgoła bajkowy widok, a ich szum dobiegał naszych uszu niczym<br />
głos odwiecznego prawa, któremu podlega ten nawet, kto je łamie. Wodzowie jakby ociągali<br />
się. Przystanęli, a Athabaska powiedział:<br />
— Nie tylko biali ludzie, lecz teraz również czerwoni wiedzą, że wszystko, co widzimy<br />
na świecie nie jest niczym więcej niż porównaniem i przenośnią. Mamy oto przed oczami<br />
jedną z największych i najpotężniejszych przypowieści, jakie kieruje do nas Manitou.<br />
Podszedł z Algongka aż do krawędzi tarasu. Poszedłem za nimi z Serduszkiem, która<br />
wsparła się na moim ramieniu i lekkim uściskiem dala mi znak, który doskonale<br />
zrozumiałem. Bardzo często przychodziły nam do głowy te same myśli. Także teraz,<br />
podobnie jak ja, zdawała się domyślać dlaczego Athabaska wypowiedział takie a nie inne<br />
słowa. Chciał nas sprawdzić — choćby na podstawie jednego tylko pytania. Ten sprawdzian<br />
miał zadecydować o tym, jak należy nas potraktować — czy jak zwykłych przeciętnych ludzi,<br />
czy też inaczej. To, co powiedziałem na grobie wielkiego mówcy Seneków mogłem przecież<br />
gdzieś przeczytać albo usłyszeć i zapamiętać, aby wykorzystać przy odpowiedniej okazji. To<br />
wszystko miał mi dać do zrozumienia ów uścisk. Odpowiedziałem podobnym uściskiem,<br />
komunikując żonie, że zrozumiałem i że jestem gotów.<br />
Przez kilka minut staliśmy bez słowa przy balustradzie. W końcu Algongka podniósł<br />
ramię i wskazał poprzez przepaść na walące się w dół masy wodne.<br />
— Oto obraz czerwonego męża. Czy biały potrafi to zrozumieć?<br />
— Czemuż by nie miał zrozumieć?