Spadkobiercy Winneto..
Spadkobiercy Winneto..
Spadkobiercy Winneto..
Create successful ePaper yourself
Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.
Do kraju Indian<br />
Byliśmy nad wodospadami. Mieszkaliśmy w Clifton-House, niedaleko kanadyjskiego<br />
końca mostu wiszącego. Z hotelu rozciągał się niezrównany widok na walące się<br />
majestatycznie w dół masy wodne. Najlepsze pokoje — z oknami wychodzącymi na<br />
wodospady — znajdowały się na pierwszym piętrze. Ze wszystkich pokoi można było wyjść<br />
na wspólny taras szerokości około ośmiu kroków, nad którym rozciągnięty był podparty<br />
filarami dach. Na ów taras wychodziło się przeszedłszy pokój wszerz po wejściu z korytarza.<br />
Oba wodospady — prosty i wygięty w kształcie podkowy — były z niego szczególnie dobrze<br />
widoczne.<br />
Gdybyśmy byli w Niemczech, goście z pierwszego piętra kręciliby pewnie nosem na ów<br />
wspólny zadaszony taras i bardzo szybko przegrodzono by go ściankami. Tu jednak<br />
człowieka oddzielały od innych tak wysokim i mocnym, acz niewidocznym, murem, że nie<br />
trzeba budować drewnianych ścianek, by ochronić się przed natarczywością i niedyskrecją.<br />
Mimo to ucieszyło mnie, że kiedy przybyliśmy, wolny był akurat apartament położony w<br />
bliższym wodospadom końcu korytarza, a więc sąsiadujący z jednym, a nie z dwoma innymi<br />
apartamentami. Jak się okazało sąsiedni zajmowały dwie osoby — Hariman F. Enters i<br />
Zebulon L. Enters.<br />
Spodziewałem się, że bracia nie będą czekali, lecz zjawią się jak najszybciej, by być przy<br />
naszym przyjeździe. Tego jednak, że będziemy mieszkali w sąsiednich apartamentach<br />
oczywiście nie mogłem przewidzieć, co nie znaczy, by ta bliskość przeszkadzała.<br />
Każdy nowo przybyły gość miał obowiązek wpisać się w biurze na listę. To była jedyna<br />
informacja, jakiej się od niego wymagało. Wpisałem nas jako “państwa Burtonów“. Ten<br />
kamuflaż był o tyle konieczny, że właściwy powód naszego przybycia zobowiązaliśmy się<br />
zachować w tajemnicy. Musiałem więc zrezygnować z posługiwania się moim prawdziwym<br />
nazwiskiem, które było tu ogólnie znane.<br />
Nasz apartament składał się z trzech pomieszczeń. Pokój żony znajdował się po stronie<br />
wodospadu w kształcie podkowy i był wprawdzie większy od mojego, ale nie miał balkonu. Z<br />
mojego widać było wodospad amerykański, a choć był mniejszy, miał wyjście na taras, gdzie<br />
mogłem się również wygodnie urządzić. Pomiędzy tymi pokojami znajdowała się toaleta w<br />
praktyczny amerykański sposób połączona z garderobą. Kiedy pokazywano nam ten<br />
apartament zapytałem kelnera, kto mieszka obok.<br />
— Dwaj bracia, jankesi o nazwisku Enters — odpowiedział. — Ale oni właściwie tylko<br />
tu śpią. Jedzą gdzie indziej. Wcześnie wychodzą, a wracają dopiero późnym wieczorem,<br />
kiedy już nic nie podajemy.<br />
Zrobił przy tym dość osobliwą minę tak, że postanowiłem pytać dalej:<br />
— Dlaczego tak robią? Kelner wzruszył ramionami:<br />
— Clifton-House jest hotelem pierwszej klasy. Kto do niej nie należy, może tu spać, ale<br />
nie będzie chciał jeść i obcować z innymi gośćmi. Być może spróbuje, ale tak szybko zostanie<br />
rozpoznany i odepchnięty, że z pewnością tej próby nie powtórzy.<br />
To było szczere postawienie sprawy! Tutejsi kelnerzy, przynajmniej w sześćdziesięciu<br />
procentach pochodzili z Niemiec lub Austrii. Ten był kanadyjskim Anglikiem — stąd też jego