Spadkobiercy Winneto..
Spadkobiercy Winneto..
Spadkobiercy Winneto..
Create successful ePaper yourself
Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.
przez nich tylko kontaktuje się z zewnętrznym światem. My również go nie widzieliśmy.<br />
Zameldowaliśmy mu o naszym przybyciu, on jednak kazał nam cierpliwie czekać dopóki nie<br />
pojawi się ten, którego z bólem serca oczekuje. Wtedy dopiero opuści swój dom, by ukazać<br />
się tym, którzy dzielą jego uczucia i zamiary.<br />
— Kto jest tym wyczekiwanym przybyszem? — spytała Serduszko.<br />
— Wiemy na ten temat równie niewiele co <strong>Winneto</strong>u, który nam przekazał tę wiadomość.<br />
Czekamy jednak z utęsknieniem, by osoba ta jak najprędzej przybyła. Natomiast nieznane<br />
nam są pańskie zamiary, mister Burton. Czy znalazł się pan tu przypadkowo?<br />
— Nie — odpowiedziałem.<br />
— A więc na Górę <strong>Winneto</strong>u przybył pan celowo?<br />
— Tak.<br />
— I chce pan tu pozostać?<br />
— Pozostać aż do wyjaśnienia sytuacji.<br />
— Gdzie będzie pan mieszkał — w górnym czy w dolnym<br />
mieście?<br />
— W górnym.<br />
— Prosimy więc, by rozbił pan swój namiot obok naszego. Może dowiemy się z czasem,<br />
co skłoniło pana, białego, do przybycia w te strony.<br />
— Och, tego dowiedzieć się pan może już teraz. Zostałem zaproszony. Poza tym i tak<br />
bym tu przyjechał, gdyż usłyszałem od was wiele interesujących rzeczy nie tylko o tej górze,<br />
lecz również o związanych z nią planach.<br />
— Od nas? Od nas obydwu?<br />
— Tak. Od was obydwu.<br />
— Kiedy i gdzie?<br />
— W hotelu "Clifton" nad Niagarą.<br />
— Tam? Tam wprawdzie doszło między nami do spotkania i tam zyskał pan nasz<br />
ogromny szacunek, ale o Górze <strong>Winneto</strong>u nie było żadnej mowy!<br />
— Nie mówiliście o tym ze mną, lecz między sobą! Usłyszałem to mimochodem siedząc<br />
przy sąsiednim stole.<br />
— Uff, uff! — zawołał mój rozmówca.<br />
— Uff, uff! — zawołał również Atabaska. — Rozmawialiśmy w języku Apaczów.<br />
Byliśmy przekonani, że nas nikt nie rozumie. Pan nas zrozumiał?<br />
Nie zdążyłem odpowiedzieć, gdyż z górnego miasta rozległy się głośne krzyki. Nastąpiło<br />
duże poruszenie. Ludzie biegali wzdłuż wszystkich uliczek roznosząc jakąś wiadomość.<br />
Wkrótce dotarła ona i do nas.<br />
— Przyjeżdża Tatella-Sata! Przyjeżdża Tatella-Sata! -wołano.<br />
— Czy to możliwe? — zapytał Algongka.<br />
— Czy to prawda? — pytał również Atabaska. — W takim razie musiał przybyć ten, na<br />
którego czekał. Kto to jest? Kto go widział?<br />
I wtedy zobaczyliśmy w oddali dwóch jeźdźców, galopujących od strony górnego miasta.<br />
Były to kobiety. Wstrzymując konie rozejrzały się po dolnym mieście, a dostrzegłszy tłum<br />
ludzi na placu narad, skierowały się w naszą stronę. Były to obydwie Aszty.<br />
Dotarły do placu, zeskoczyły z koni i nie zwracając na nikogo uwagi podbiegły ku nam i<br />
przywitały się ze wzruszającą, niemal niezrozumiałą dla nas radością. W chwilę potem była<br />
ona jednak dla mnie zrozumiała, gdyż matka uzupełniła powitanie o słowa:<br />
— A więc jesteśmy uratowani, jesteśmy uratowani! Przez pana, mister Burton!