Spadkobiercy Winneto..
Spadkobiercy Winneto..
Spadkobiercy Winneto..
Create successful ePaper yourself
Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.
— Znikały? — zapytał unosząc ze zdziwieniem brwi. — Kto powiedział, sir, że znikną?<br />
— Wprawdzie nie było o tym mowy, ale wspomniał pan przecież, że chcecie mieć<br />
również prawo wydać tak mało egzemplarzy, jak wam się spodoba.<br />
— Oczywiście. Jeśli okaże się, że tłumaczenie nie znajdzie nabywców, zrezygnujemy z<br />
dalszego druku. To jest przecież samo przez się zrozumiałe!<br />
— Czy mówi pan poważnie, sir?<br />
— Tak.<br />
— Czy pańska podróż do Niemiec miała jeszcze coś innego na celu?<br />
— Nie. Nie mam powodu ukrywać przed panem, że przybyłem tu wyłącznie dla tych<br />
trzech książek.<br />
— W takim razie przykro mi, że przejechał pan taki szmat drogi na próżno. Nie sprzedam<br />
panu praw.<br />
Przy tych słowach wstałem. On także uniósł się z krzesła. Nie potrafił ukryć swego<br />
ogromnego rozczarowania. Patrzył zdumiony, a kiedy się odezwał w jego głosie dało się<br />
wyczuć drżenie.<br />
— Czy dobrze pana zrozumiałem, sir? Nie chce pan sprzedać <strong>Winneto</strong>u?<br />
— Nie panu w każdym razie. Nie pozwalam pojedynczo tłumaczyć moich książek. Kto<br />
chce tłumaczyć jedną lub kilka, musi wziąć wszystkie.<br />
— Nawet jeśli za te trzy tomy zapłacę tyle, ile chce pan za wszystkie?<br />
— Nawet wtedy.<br />
— Czy jest pan naprawdę tak bogaty, mister May?<br />
— Nie, bynajmniej. W moim przypadku o bogactwie nie może być mowy. Nie mam nic<br />
poza dobrą gażą, która pozwala mi realizować moje cele. Ale to mi w zupełności wystarcza.<br />
Jeśli zaś rzeczywiście zna pan <strong>Winneto</strong>u, powinien pan wiedzieć, że interesuje mnie nie<br />
bogactwo, a dobro wyższe i cenniejsze, które mogłoby również moim czytelnikom nieść<br />
prawdziwą radość i błogosławieństwo. Do tego z kolei niezbędny mi jest właściwy wydawca,<br />
a że pan nim być nie może, o tym właśnie zostałem przekonany.<br />
Moja żona zdawała już sobie sprawę, że nic nie może zmienić mojej decyzji. Było jej żal<br />
jankesa, który stal przed nami z miną człowieka, którego spotkało coś strasznego i<br />
nieodwracalnego. Nie chciał uznać mojej odmowy za ostateczną. Próbował się sprzeciwiać,<br />
argumentować, obiecywać, ale na próżno. Kiedy już nic mu więcej nie pozostało, powiedział:<br />
— Mimo wszystko nie tracę nadziei, że dostanę <strong>Winneto</strong>u. Widzę, że pani May jest o<br />
wiele przychylniejsza mojej sprawie. Proszę z nią jeszcze o tym porozmawiać, a ja<br />
tymczasem naradzę się z bratem, który bądź co bądź jest moim wspólnikiem.<br />
— Czy zamierza pan raz jeszcze przyjechać? Byłoby to równie daremne, co obecna<br />
podróż — oświadczyłem.<br />
— Nie ma potrzeby, bym tu przyjeżdżał, bo, jak słyszę, pan wkrótce przybywa do<br />
Ameryki. Proszę dać mi jakiś adres i określić dzień, w którym mógłbym się stawić.<br />
— Ale to również będzie daremne — zapewniłem.<br />
— Skąd może pan teraz o tym wiedzieć? Czy nie jest możliwe, że po rozmowie z bratem<br />
będę mógł złożyć panu ofertę, która w większym stopniu wyjdzie naprzeciw pańskim celom i<br />
życzeniom?<br />
Czułem, jak wewnętrznie drży w obawie, że i tu spotka go odmowa. Ja również mu<br />
współczułem, nie miałem jednak prawa dać moim emocjom pierwszeństwa przed decyzjami.<br />
Serduszko ostrzeliwała mnie błagalnymi spojrzeniami, a widząc, że nie skutkują, ujęła mnie<br />
za rękę. Powiedziałem więc:<br />
— Dobrze, niech będzie! Dajmy sobie czas do namysłu! Moja żona nigdy jeszcze w