Spadkobiercy Winneto..
Spadkobiercy Winneto..
Spadkobiercy Winneto..
Create successful ePaper yourself
Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.
— Nie mogę na niego patrzeć. Proszę cię jednak, abyś później pozwolił mi go raz jeszcze<br />
obejrzeć.<br />
— Weź go sobie. Maran Durimeh również. Mam więcej kopii.<br />
— Zwiń mi więc to wszystko.<br />
Dopiero kiedy miał w ręku wszystkie obrazy, otworzył oczy i powiedział:<br />
— Idę. Zabieram wszystkie trzy. Zawładnęły mną i mymi myślami. Jestem ich więźniem.<br />
Nie mam już dzisiaj czasu pokazać ci biblioteki. Odłóżmy to na jutro albo na jakiś jeszcze<br />
późniejszy moment. Powiedz Inczu-incie, czego ci trzeba! Idę.<br />
Pozostawił u nas po sobie osobliwe uczucie. Nie zabraliśmy fotografii po to, by<br />
pokazywać je na Górze <strong>Winneto</strong>u, tymczasem zdawały się tu odgrywać istotną rolę.<br />
Serduszko miała jednak w obecnej chwili na głowie sprawy jeszcze istotniejsze, które rzecz<br />
jasna wiązały się z jutrzejszym obiadem. Zaproszenie wyszło ode mnie, czuła się więc<br />
gospodynią. Uznała za niezbędne omówienie jadłospisu z Inczu-intą. Zawołała więc sługęolbrzyma.<br />
Obserwowałem całą scenę z rozbawieniem. Inczu-inta oznajmił na wstępie, że<br />
wszystkich potrzebnych artykułów — mięsa, mąki itd. — jest pod dostatkiem. Zabrzmiało to<br />
tak zachęcająco, że Serduszko poczuła się pewnie. Przedstawiła swoją propozycję — bulion z<br />
kluskami, kura, ryby, pieczeń, gotowane mięso, sałata, słodkie sosy, ser i parę jeszcze innych<br />
rzeczy. Nade wszystko zależało jej jednak na ragout z dziczyzny i grysikowym budyniu z<br />
sosem jagodowym. Inczu-inta słuchał w skupieniu i zgadzał się na wszystko. Miał wszystko,<br />
znał wszystko, potrafił wszystko i obiecywał wszystko. W gruncie rzeczy jednak twarz jego<br />
robiła się coraz dłuższa. Kiedy padły nazwy różnych przypraw, a przy okazji pytanie o<br />
młynek do pieprzu, oznajmił, że ma ich co najmniej dwadzieścia sztuk. Serduszko była<br />
wniebowzięta.<br />
— Słyszysz? Mają tu wszystko! — cieszyła się. — Ten posiłek będę mogła potraktować<br />
jako sprawę mojego honoru.<br />
— Drogie Serduszko, czy nie byłoby słuszniej kazać sobie pokazać wszystkie te<br />
wspaniałe rzeczy? — zapytałem.<br />
— Tak, oczywiście. Zaraz to zrobię — odparła. — Ale ciebie nie biorę ze sobą!<br />
Zaglądanie do garnków nie doda smaku potrawom.<br />
— A więc idź sama i gotuj! Będę z tobą duchem!<br />
— Dziękuję! Bywaj! Zaraz wrócę!<br />
Oddaliła się sprężystym krokiem. Za nią poszedł Inczu-inta. Zanim jednak opuścił<br />
pomieszczenie, odwrócił się do mnie z wyrazem takiej bezradności i zakłopotania na twarzy,<br />
że z trudem powstrzymałem się od śmiechu. Po godzinie przyniesiono mi kolację. Serduszko<br />
prosiła powtórzyć, że na razie jeszcze nie wraca. Po upływie kolejnej godziny przysłała<br />
Inczu-intę z wiadomością, że potrzebuje jeszcze dwóch następnych. Chciałem dowiedzieć się<br />
od niego paru szczegółów, ale sługa ulotnił się tak szybko, że nie miałem ku temu żadnej<br />
sposobności. Zająłem się czytaniem rękopisu <strong>Winneto</strong>u. Po upływie rzeczonych dwóch<br />
godzin od drzwi zabrzmiał głos mojej żony:<br />
— Idź spać, jeśli jesteś zmęczony! Mnie zajmie to jeszcze sporo czasu!<br />
Odwróciłem szybko głowę, ale zdołałem zobaczyć tylko kołyszącą się zasłonę. Serduszka<br />
już nie było. Poczekałem Jeszcze godzinę, po czym poszedłem spać do sypialni <strong>Winneto</strong>u. Ile<br />
czasu spałem — nie wiem. Nagle poczułem obecność żony. Stała w drzwiach prowadzących z<br />
mojego pokoju do mieszkania siostry <strong>Winneto</strong>u, które sama teraz zajmowała. Chrząknąłem.<br />
— Nie śpisz? — zapytała.<br />
— Właśnie się obudziłem — odparłem. — Która godzina?<br />
— Dochodzi trzecia.<br />
— Tyle zeszło ci w kuchni?